Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/582

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i przypływ całej fali przechodniów. Ośmielony ich powodzeniem, puszczał się na nowo w drogę po to, aby nawinąć się całkiem nie w porę pod nogi ludziom lub koniom, ściągał na siebie klątwy dorożkarzy i cofał się z powrotem, w chwili, gdy był już prawie u mety.
— Na honor! — mruknął Eugeniusz — jeśli poczciwiec śpieszy na schadzkę miłosną, to spóźni się niezawodnie.
Stwierdziwszy ten pewnik, ruszył dalej, nie myśląc już o pijaku.
W domu zastał Mortimera, siedzącego przed kominkiem z gazetą wieczorną w ręku. Przyciągnął więc i sobie fotel, chcąc dotrzymać towarzystwa przyjacielowi.
— Wyglądasz mi, mój drogi, na żywe uosobienie cnoty i pracy, odpoczywającej po całodziennym trudzie.
— Ty zaś, mój drogi, symbolizujesz obrazowo niezadowolone z siebie próżniactwo, nie umiejące nawet spocząć.
— Mylisz się, mój kochany, jestem nastrojony bardzo poważnie i przychodzę właśnie zapytać mego szanownego plenipotenta, jak znalazł stan moich interesów.
— Twój szczerze oddany plenipotent, mój biedny Eugeniusz, znalazł je w bardzo złym stanie.
— Cóż się właściwie stało?
— Jesteś w rękach żydów, Eugeniuszu.
— Bywałem już i w rękach rozmaitych chrześcijan, lecz umiałem to znieść filozoficznie.
— Ale ten twój dzisiejszy żyd zamierza cię,