Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem pomysłowym i nie opierał się wyłącznie na handlu, lecz posługiwał się także pobocznymi środkami zarobku. Siadając już tyle lat pod narożnym domem, Wegg zaczął go z czasem uważać za rodzaj osobistej własności; jakkolwiek nigdy nie był nietylko w jego wnętrzu, ale nawet w otaczającym go dziedzińcu. Mówiąc też o tym budynku, nie nazywał go nigdy inaczej, jak „Nasz dom“. Co więcej, utrzymywał, a nawet sam w to wierzył, że zna wszystkich jego mieszkańców i wie wszystko, co ich dotyczy. Ponadawał nawet osobom, mieszkającym tam, a które przechodziły często przed jego straganem, imiona, zaczerpięte z własnej wyobraźni. I tak, mieszkała tam, zdaniem jego — ciotka Joanna, miss Elżbieta, pan Jerzy, wuj Parker i t. p.
Były to wszystko imiona przez niego zmyślone, ale Silas Wegg uwierzył z czasem w ich autentyczność i nie dałby sobie tego za nic wyperswadować.
Poczytując osoby tak przez siebie ochrzczone za osobistych swych znajomych, Silas składał im ukłony, zastosowane, jak mniemał, do ich stanu. Wuja Parkera naprzykład, który był, zdaniem jego, spensyonowanym oficerem, pozdrawiał zwykle ukłonem wojskowym, nie troszcząc się wcale, czy ukłon ten będzie wywzajemniony. Podobnie też witał ukłonami przechodniów, których widywał częściej i znał z widzenia, stopniując starannie swoje pozdrowienia.
Z pomiędzy nędznych straganów miejskich, stragan Silasa Wegg był chyba najnędzniejszym,