Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bierca uważał za bardzo ciekawe, ale mało prawdopodobne historye. Zdwało mu się, że ten autor sam w gruncie nie liczył na to, aby opowiadania jego wzbudziły bezwzględną wiarę w jego czytelnikach. Zwolna wszakże obaj za swym literatem przyzwyczaili się do tych narodów o niemożliwych do wymówienia nazwiskach, które wojują z sobą przez nieskończoną ilość lat, przebiegając kraje, przekraczające zupełnie utarte pojęcia, jakie przeciętnie porządny człowiek wiąże z nauką geografii.
Pewnego wieczoru, gdy upłynęła już godzina, o której spadkobierca ukazywał się zwykle w swej willi, Wegg, sądząc, że już wcale nie nadjedzie, zaczął gwizdać, co było umówionem hasłem, które sprowadzało tu zwykle wspólnika jego, pana Wenus.
Artysta anatom zjawił się też niebawem, przywitany przez Silasa radosnym okrzykiem i wierszowaną cytatą. Wenus był jednak w złym humorze i oświadczył, że poszukiwania, które prowadzą, są bezcelowe i nie doprowadzą ich do żadnego wyniku.
— Bracie, — odparł na to Silas Wegg, — wszakże i Rzym, który rozpoczął się od bliźniąt i wilczycy, nie odrazu został zbudowany.
— Czy twierdziłem przeciwnie?
— Nie bracie, nie! na to jesteś za uczony, ale zniechęcasz się zbyt łatwo.
— Przecież twój Boffen zna daleko lepiej od nas te pagórki, znał przytem nieboszczyka, je-