kawałek płaski, trochę zabudowany. Posadziłem tam parę kwiatków.
— I zakopujesz pod nim swój skarb.
— Jaki tam skarb, wielmożny panie! Dwanaście szylingów tygodniowo, niema z czego oszczędzać.
Fledgeby pieścił jednak uparcie fikcyę, że jest ktoś, co się wzbogaca jego kosztem i na jego usługach.
— W każdym razie, pokaż-no mi ten twój dach, chciałbym to widzieć na własne oczy.
— Kiedy-bo — rzekł Riah, nieco stropiony — tam siedzą teraz moi goście.
— Twoi goście? co to ma znaczyć? Do kogo należy ten dom?
— Do wielmożnego pana, którego jestem tylko sługą.
— Zdawało mi się, żeś zapomniał o tem — rzekł Fledgeby, szukając na swej twarzy zarostu, którego brak odczuwał silniej jeszcze na widok długiej brody starego Riah.
— Więc pozwalasz sobie przyjmować w moim domu swoich gości?
— Wielmożny pan przekona się sam, że to goście nieszkodliwi.
Poszli więc obaj po schodach, aż do wysokości strychu, gdzie, schylając się pod okapem, wynurzyli się na ów płaski dach, gdzie Fledgeby ujrzał dwie młode dziewczyny. Były to: Liza Hexham i Jenny Wren.
Siedziały one pochylone nad książką i uczyły
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/365
Wygląd
Ta strona została przepisana.