Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płaszczenia się przed wielkimi tego świata? Następnie pszczoły robią miód, dużo miodu, daleko więcej, niż potrzebują. Pytam, poco? Miód jest z pewnością bardzo smaczny, zwłaszcza przy śniadaniu, ale cóż z tego pszczołom. — To też stawianie na piedestale cnót pszczoły, jest mistyfikacyą, chyba, że stosunki, panujące w ulu, uważać trzeba jako satyrę naszych dworów. — No! ale to wszystko nie przeszkadza mi mieć dla pana najgłębszy szacunek, panie Boffen.
— Dziękuję panu i żegnam.
Mister Boffen wyszedł pod przykrem wrażeniem. Oprócz bolesnych wspomnień, jakie wskrzesiła w nim rozmowa o Johnie Harmen, widział przed sobą rozmaite nieprzewidziane wątpliwości. Idąc, pogrążony w myślach, czuł wszakże, że ktoś stąpa za nim krok w krok. Odwrócił się nagle i ujrzał przed sobą dżentelmena bardzo przyzwoitej powierzchowności, który mu się pilnie przypatrywał.
— Czem mogę panu służyć — zapytał go bez wahania.
— Wybacz pan, panie Boffen.
— To pan wiesz, jak ja się nazywam? A czy ja pana znam?
— Nie panie, jestem zbyt nieznaczącą osobistością, podczas kiedy pański majątek i niezwykły sposób, w jaki go pan odziedziczyłeś...
— Wiem, wiem, mówią o tem w całem mieście,
— Słowem, pokazano mi pana.
— A pan przekonałeś się, że niema na co patrzeć, bo ja nie jestem ładny do patrzenia. Ale