Strona:PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez daleki Waszyngton nie były przestrzegane przez bandy białych rozbójników lub czerwonoskórych „łowców skalpów“. Na stepie każdy obcy był wrogiem.
Buffalo Bill przesłonił oczy dłonią i po krótkiej chwili rzekł:
— Jakiś jeździec pędzi co koń wyskoczy, tak, jakgdyby ścigany... Straszny kurz, słabo widać... preria jest bardzo wysuszona, Sądzę jednak, że ci, którzy go gonią, to Indianie. Pędzą, jak stado wściekłych kojotów! Przygotujmy się na wszelki wypadek do walki. Wstawać, chłopcy!
— A gdybyśmy tak ruszyli im naprzeciw... — mruknął Bill Hickock, rzucają spojrzenie na pasące się w pobliżu konie.
— Nie, nie możemy ich atakować. Oni galopują wprost na nas. Ten, który znajduje się na czele, wyprzedza znacznie swych prześladowców. Teraz widzę, że to napewno Czerwonoskórzy — jest ich zbyt wielu, abyśmy im mogli stawić czoło na otwartej przestrzeni. Zrobimy im jednak małą niespodziankę. Żywo, przyjaciele! Ukryjmy się wśród drzew!
To rzekłszy, Cody chwycił swą fuzję, ujął konia za uzdę i skierował się w stronę pobliskiej grupy drzew. Towarzysze poszli w jego ślady i po chwili cała trójka znikła w cieniu liściastej fortecy.
Orle oko Buffalo Billa mogło już teraz zupełnie wyraźnie odróżnić postacie galopujących jeźdźców. Uciekającym był również Indianin. Nie zwrócił on uwagi na pozostawione przez białych ognisko i skierował konia wprost na miejsce ukrycia naszych bohaterów. Można było teraz dokładnie zaobserwować ściganego. Należał on do plemienia Czejennów i o dziwo — skóra jego pokryta była barwami wojennymi tego plemienia.
Napełniło to białych zdumieniem, gdyż wiedzieli, że żadne z plemion indyjskich nie wkroczyło na ścieżkę wojenną.
— Znam tego człowieka! — zawołał nagle Buffalo Bill. — To Czerwony Nóż, jeden z najdzielniejszych i najzaufańszych wojowników Samotnego Niedźwiedzia, wodza Czejennów. Wódz wysłał go prawdopodobnie w poselstwie do nas. Może wzywa pomocy?... Czejennowie wykopali topór wojenny!
Oko dowódcy zatrzymało się na prześladowcach Czerwonoskórego, znajdujących się w odległości około pół mili.
— To Indianie z plemienia Dakota — rzekł wreszcie.
Dziki Bill gwizdnął przez zęby.
— Dakota — mruknął — to diabelnie silne plemię. Jeśli Samotny Niedźwiedź zadarł z nimi, tym gorzej dla niego i dla jego Czejennów.
— Nie sądzisz, że zbliżyli się już na odległość strzału, Buffalo? — spytał spokojnie Nick.
— Zaczekaj chwilę. Pozwolimy im jeszcze się zbliżyć — odparł Cody. — Nagły atak zbliska bardziej ich przerazi.
Tymczasem ścigany Czejenn minął ognisko i pogalopował dalej w step.
Dakotowie zaś zatrzymali się przed ogniskiem, podejrzewając widocznie zasadzkę. Chwilę tę uznał Buffalo Bill za odpowiednią. Nadszedł moment decydujący.
— A więc? — szepnął Nick Wharton,
— Zaczynamy!... — odparł Król Granicy.

Poseł Samotnego Niedźwiedzia

Trzy karabiny odezwały się niemal jednocześnie i trzech Dakotów straciło swe rumaki. Biali nie strzelali do ludzi bez koniecznej pogrzeby, chodziło im jedynie o unieszkodliwienie przeciwnika.
Nagły atak przeraził czerwonoskórych wojowników. Nim zdołali zorientować się w sytuacji, huknęła następna salwa i dowódca Indian pochylił się na siodle. Ramię jego zwisło bezwładnie, rażone celnym strzałem Billa Hickocka. Było to ostrzeżenie.
Indianie rzucili się do ucieczki, zabierając ze sobą trzech pozbawionych koni towarzyszy. Po chwili, tylko kurz, unoszący się nad prerią, świadczył o tym, że byli tu jacyś jeźdźcy.
Teraz dopiero zbliżył się do naszych bohaterów wojownik czejeński, którego ścigali Dakotowie. Koń jego był okryty pianą i chrapał z wysiłku.
Indianin, mimo, że był znużony daleką drogą i ucieczką przed swymi prześladowcami, nie dał po sobie poznać wyczerpania, ani radości z uratowanego życia. Jego potężna, jakby odlana z bronzu, postać pochyliła się przed białymi w lekkimi ukłonie.
Wojownik podniósł dłoń na znak powitania i przemówił:
— Witaj, o Wielki Wodzu o Długich Włosach i wy, biali bracia. Czerwony Nóż zawdzięcza wam życie. Gdyby nie wasze strzelby, które przemawiały bez wytchnienia, Czerwony Nóż polowałby teraz z przodkami w Krainie Wiecznych Łowów.
Buffalo Bill rzucił pytanie:
— Dlaczego to mój czerwony brat ozdobił swą postać barwami wojennymi? Czemu ścigali go Dakotowie?
— Topór wojenny został wykopany! — zawołał Czerwonoskóry z nietajoną nienawiścią w głosie. — Psy dakotyjskie zdradziecko wstąpiły na ścieżkę wojenną. Wojownicy Dakota gorsi są niźli kojoty, myszkujące po prerii w poszukiwaniu padliny, gorsi od....
— Ależ zgadzamy się w zupełności z tym sądem — przerwał z właściwym sobie rubasznym humorem Nick Wharton. — Cóż jednak Dakotowie wyrządzili tobie i twemu plemieniu, że wypowiadasz pod ich adresem tak gorzkie uwagi?
— Co zrobili?! — zawołał Czejenn z dzikim błyskiem w oczach. — Zburzyli wigwamy mego ludu, podczas gdy wojownicy nasi polowali na stepie, a w obozie pozostali tylko starcy, kobiety i dzieci...
Psy z plemienia Dakota nie odważyły się zaatakować wojowników czejeńskich... Wiedzieli, że mężni z plemienia Samotnego Niedźwidzia ozdobią po walce swe namioty skalpami dakatyńskich tchórzów! Napaść na bezbronne squaw i dzieci okryła hańbą całe plemię Dakota...
Zemsta Czejennów będzie jednak straszna! Wczoraj wieczorem odtańczyli wojownicy Samotnego Niedźwiedzia „taniec mężnych“ i pokryli swe oblicza barwami wojennymi! Wódz wy-