Strona:PL Bronte - Villette.djvu/719

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zitelną uczciwość. Bardzo dobrze pokierował swoimi sprawami. Wywalczył sobie zwycięsko drogę po przez gąszcz powikłań i trudności; był bliski już odzyskania utraconego, odziedziczonego po ojcu majątku; dowiódł panu Brettonowi, że jest w stanie, nie licząc na niczyją pomoc, stworzyć własny dom, ożenić się.
Ojciec i konkurent zjawili się ponownie w pokoju bibliotecznym. Pan de Bassompierre zamknął drzwi i wskazał na swoją córkę.
— Bierz ją — rzekł — bierz ją, Johnie Brettonie, i niech Bóg, nasz Sędzia Najwyższy, tak postąpi z tobą, jak ty postąpisz z nią!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Niezadługo potem, po upływie dwóch tygodni może, ujrzałam trzy osoby: hrabiego de Bassompierre, jego córkę i doktora Grahama Brettona, siedzących po społu na ławce pod rozłożystym, dającym miły cień drzewem, rosnącym na gruntach pałacu w Bois l‘Etang. Przybyli tutaj, aby zażyć świeżości wieczoru letniego; na zewnątrz wspaniałych wrót oczekiwał na nich powóz, który miał zabrać ich do domu; zielone obszary murawy słały się miękko zamglone dokoła nich, w oddali wznosił się pałac biały, jak stroma skała na Pentelikonie; ponad ich głowami jaśniała gwiazda wieczorna; gaj kwitnących krzewów owiewał balsamem powietrze uroczego zakątka; pora była cicha i łagodna; poza grupką ich trojga nie było tutaj nikogo.
Paulina siedziała pomiędzy obu panami: przy słuchaniu ich rozmowy, wprawiała w ruch drobne rączki, zajętą misterną jakąś robotą. Sądziłam zrazu, że wiąże bukiet, ale nie: maleńkimi nożyczkami, połyskującymi na jej kolanach, odcięła po pasemku z każdej męskiej pochylonej w jej stronę głowy, a teraz splatała razem siwe włosy ze złocistymi. Po upleceniu z nich cieniuchnego warkoczyka — nie mając pod ręką jedwabnej nitki do jego związania, użyła włosa z własnej głowy do tego celu, umoc-

331