Strona:PL Bronte - Villette.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie, prześlizgnąwszy się bezszelestnie po dywanie, niby drobny, biały duszek. Przytuliłam ją do siebie. Była skostniała. Ogrzałam ją w moich ramionach. Drżała nerwowo. Udało mi się uspokoić ją powoli. Ukojona wreszcie i upieszczona przeze mnie, zasnęła.
— Wyjątkowe dziecko — pomyślałam, przyglądając się jej, uśpionej, w mdłym świetle księżyca i ostrożnie osuszając cienką batystową chusteczką jej mokre z płaczu powieki i policzki.
— W jaki sposób zdoła przejść przez życie i zwalczać jego przeciwności? Jak znosić potrafi ciosy jego i rozczarowania, upokorzenia i klęski, które, jak pouczają mnie książki i jak podszeptuje mi mój własny rozum, przeznaczone są każdej żyjącej istocie?
Odjechała nazajutrz, drżąc jak listek w momencie pożegnania, usiłując wszakże opanować się, i względnie panując nad sobą.



48