Strona:PL Bronte - Villette.djvu/509

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej ostrożnie, jak mógł najłagodniej, jak gdyby w powietrzu snuła się pajęcza nić szczęścia, którą bał się zdmuchnąć zbyt mocnym głosem i głębszym oddechem. Istotnie też w jej poważnym zarazem nieśmiałym robieniu pierwszego kroku do zawiązywania przyjaźni tkwił subtelny urok czarodziejski.
Po odejściu doktora podeszła do fotela ojca.
— Dotrzymałam słowa, ojczulku? Dobrze zachowywałam się?
— Moja mała Poluchna zachowała się jak królowa. Stanę się prawdziwie dumny z niej, jeśli poprawa ta będzie trwała w dalszym ciągu. Z czasem będziemy świadkami przyjmowania przez nią gości moich ze spokojem i godnością prawdziwie wielkiej damy. Panna Lucy i ja będziemy musieli pilnie baczyć na nasze własne maniery, abyśmy nie zostali zaćmieni przez nią. Muszę zwrócić ci jednak uwagę, moja córeczko, że wciąż jeszcze masz zwyczaj jąkania się od czasu do czasu, a nawet lekkiego seplenienia, przypominającego twoją wymowę kiedy byłaś brzdącem sześcioletnim.
— Nie, ojczulku — zaprzeczyła z oburzeniem — to nie może być prawda.
— Niech panna Lucy rozstrzygnie czy nie mam racji. Proszę powiedzieć szczerze, prawda, że na pytanie doktora Brettona czy widziała kiedy pałac księcia de Bois de l‘Etang, odpowiedziała, że widziała go „klika“ razy? Czy było tak czy nie było?
— Jesteś méchant — niegodziwy — ojczulku! Wymawiam zupełnie dobrze wszystkie litery alfabetu, tak samo dobrze i wyraźnie, jak ty. Ale proszę cię, powiedz mi, wymagasz ode mnie szczególnej uprzejmości dla doktora Brettona, a czy ty sam lubisz go tak bardzo?
— Oczywiście! Lubię go z racji dawnej naszej znajomości, a także dlatego, że jest takim dobrym synem dla swojej matki, nie mówiąc już o tym, że jest w ogóle zacny, bardzo ludzki, dzielny i umiejętny w swoim zawodzie: tak, pyszne z niego homo! Jak zwykliśmy nazywać to „callant!“ — byczy chłop.

121