Strona:PL Bronte - Villette.djvu/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy pokonać jej. Jest taka wielka, jak ty sam, ojczulku, w wielkim twoim płaszczu z całą masą śniegu na nim.
— Zdolna będzie jednak roztajać i zniknąć bez śladu, tak samo jak ten śnieg.
— Nie! Nie roztaje i nie zniknie! Jest masą zbyt solidną i ważką: jesteś nią ty sam, ojczulku. Niech pani ostrzeże Madame Beck, panno Lucy, aby nie słuchała żadnych propozycji przyjęcia mnie na swoją pensję. Pokaże się w końcu, że będzie musiała przyjąć i ojczulka także. A ojczulek wcale nie jest łatwy. Zdradzę pani i państwu nie jedno o nim. Słuchajcie wszyscy — i pani Bretton także: Przed pięciu laty, kiedy byłam dwunastoletnią dziewczynką, ubrdał sobie, że mnie psuje, że wyrosnę, nie zdolna zupełnie do istnienia na świecie, że... słowem wyobrażał sobie Bóg wie co jeszcze. Postanowił wobec tego bezapelacyjnie, że odda mnie do szkoły. Płakałam, broniłam się, ale pan de Basompierre okazał się twardy i nieugięty, pojechałam więc na pensję. Ale jaki był tego wynik? W najcudowniejszy sposób zainstalował się na tej samej pensji i ojczulek także: co drugi dzień przyjeżdżał odwiedzać mnie. Pani Aigredoux[1] obruszała się na to, ale nic nie pomogło, aż w końcu oboje, ojczulek i ja, zostaliśmy, że wyrażę się po sztubacku, wylani ze szkoły. Lucy może opowiedzieć Madame Beck tę historyjkę; uczciwość nakazuje uprzedzić ją czego może się spodziewać.
Pani Bretton zapytała pana Home‘a co ma do odpowiedzenia na to oświadczenie. Nie potrafił obronić się, zapadł więc wyrok przeciwko niemu, i Polly zatriumfowała.

Bywała jednakże w innych nastrojach, aniżeli naiwnego, spieszczonego, opornego dziecka. Po śniadaniu, kiedy oboje starsi — pani Bretton i pan Home — przeszli na pogawędkę do innego pokoju — aby, jak przypuszczam, obgadać pewne dotyczące pani Bretton sprawy

  1. Pani Aigredoux — pani Kwaśnosłodka.
100