Strona:PL Bronte - Villette.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mnie wszelako wydawało się, że jestem już zupełnie opanowana; nie czułam w każdym razie żadnego niepokoju, ani zgnębienia. Uważałam, że najzupełniej odzyskałam tak mocno zachwianą równowagę.
— Mogłaby pani zdać mi dokładnie sprawę z tego co pani widziała? Opowiadanie pani było fatalnie chaotyczne. Była pani blada jak ściana, wspomniała pani tylko o „czymś“, nie określając bliżej co mogłoby to być. Czy był to mężczyzna? Czy było to zwierzę? Co to było takiego.
— Nie potrafię powiedzieć dokładnie co widziałam — odrzekłam. — Chyba, że ktoś inny jeszcze zobaczy to również; będę mogła wówczas uzupełnić cudze świadectwo; w przeciwnym razie byłabym zdyskredytowana, posądzona o bredzenie.
— Niech pani stara się opisać mi możliwie dokładnie, jako lekarzowi, co pani widziała — rzekł doktor Bretton. — Traktuję panią teraz ze stanowiska zawodowca. Czytam w niespokojnie roziskrzonych oczach pani wszystko, co chciałaby pani ukryć może: To samo zdradzają policzki pani, z których uciekła cała krew, ręce pani, których drżenia nie jest pani w stanie opanować. Niech mi pani zaufa, panno Lucy, i opowie mi wszystko.
— Wyśmieje mnie pan...
Jeśli mi pani nie powie, nie dostanie pani ode mnie ani jednego listu więcej.
— O, teraz już kpi pan wyraźnie ze mnie.
— Odbiorę pani i ten pierwszy, ten jedyny list nawet: napisałem go, mam więc prawo żądać jego zwrotu.
Wyczułam lekką drwinę w jego głosie: przywróciło mi to od razu spokój i rownowagę, na wszelki wypadek wszakże złożyłam list i ukryłam go przed oczami doktora Johna.
— Nic pani nie pomoże ukrywanie listu, będę go miał kiedy tylko zechcę. Nie zna pani wcale zręczności mojego chwytu; śmiało mógłbym pokazywać sztuki magiczne. Mama mówi nawet czasem, że osobliwie zgodnie władać

39