Strona:PL Bronte - Villette.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cą z błyskiem gniewu w oczach i z lękiem zarazem obcego, natrętnego przybysza.
Niczym nieusprawiedliwiona poufałość! Bezzasadnie szorstka, o ile skierowana do uczennicy; w stosunku do nauczycielki nie do przyjęcia. Sądził, że wywoła nią żywe odparcie; niejednokrotnie bywałam świadkiem podniecania przez niego do wybuchu jednostek bardziej gwałtownych, mnie wszakże — powiedziałam sobie — nie uda mu się sprowokować do gniewu. Milczałam.
— Wygląda pani na osobę, gotową sięgnąć chętnie po łyk słodkiej trucizny, otrząsając się, natomiast ze wstrętem na zdrową goryczkę.
— Nigdy istotnie nie lubiłam goryczy, nie uważam jej też za zdrową. A temu co słodkie, czy będzie to trucizna, czy pokarm żywiący, nie może pan odmówić jednej przynajmniej pociągającej zalety — słodyczy. Kto wie, czy nie lepiej umrzeć rychlej przyjemną śmiercią, aniżeli wlec przez długie lata żywot, wyzbyty wszelkiego uroku.
— A jednak — odparł — jest obowiązkiem pani zażywać codziennie przeznaczoną sobie dawkę goryczy; zmusiłbym panią do wchłonięcia jej, o ile byłoby to tylko w mojej mocy. Co zaś dotyczy umiłowanej trucizny, gotów byłbym bodaj roztrzaskać czarę, która ją zawiera.
Ostro odwróciłam głowę od niego, po części dlatego, że jego obecność była dla mnie zdecydowanie przykra, zarazem też dlatego, że pragnęłam uniknąć dalszych pytań: obawiałam się, że w moim obecnym nastroju wysiłek dawania odpowiedzi mógłby wytrącić mnie z równowagi i pozbawić zdolności panowania nad sobą.
— Proszę — dodał łagodniej — niech mi pani powie prawdę, smutek pani jest spowodowany rozstaniem z przyjaciółmi, czy tak?
Przypodchlebna jego łagodność była równie nie do zniesienia, jak badawcza jego ciekawość. Monsieur Paul wszedł do pokoju, usiadł na ławce w odległości jakich dwóch yardów ode mnie, usiłując z niezwykłą jak na niego cierpliwością i wytrwałością wciągnąć mnie do rozmo-

14