Strona:PL Bronte - Villette.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

si pan jednak opuścić owczarnię. Chodź pan: mam tutaj piękną menażerię, złożoną z dwudziestu wybranych egzemplarzy, które umieściłam w carré, pozwoli pan, że umieszczę pana również w doborowym ich rzędzie.
— Zgoda, ale przede wszystkim pozwoli pani, że przetańczę raz jeden z obraną przeze mnie jedną z pani pupilek.
— Ośmiela się pan występować z podobnym żądaniem? Ależ to szaleństwo! To bluźnierstwo! Sortez, sortez, au plus vite![1]
Pociągnęła go za sobą i przemocą wtłoczyła go poza kordon, wewnątrz którego został wnet uwięziony.
Ginevra, zmęczona tańcem, jak sądziłam, odszukała mnie w mojej kryjówce, osunęła się na ławkę obok mnie i zarzuciła mi ramiona na szyję (wybuch czułości, bez którego mogłabym najzupełniej obejść się).
— Lucy Snowe! Lucy Snowe! — zawołała histerycznie, łkając nieomal.
— Co się stało?! — zagadnęłam ją sucho.
— Jak wyglądam dzisiaj? jak wyglądam? — zapytała zamiast odpowiedzieć mi.
— Jak zwykle — odparłam — jak niedorzecznie próżna istota.
— Zjadliwe stworzenie! Nie ma pani nigdy miłego słowa dla mnie. A właśnie, na złość pani i wszystkim innym zazdrosnym oszczercom, wiem, że jestem piękna; czuję to, widzę to. Zawieszono przecież wielkie lustro w ubieralni, gdzie mogę przejrzeć się od stóp do głowy. Chodźmy tam i stańmy obie przed nim.
— Zgoda. Stanie się, jak pani sobie życzy, panno Fanshave. Będziemy mogły przejrzeć się w całej okazałości.

Ubieralnia była bardzo blisko, weszłyśmy więc do niej. Ująwszy moje ramię, zaciągnęła mnie przed lustro. Nie opierając się, nie oponując ani jednym słowem, nie czyniąc żadnych uwag, stanęłam obok niej, pozwalając jej miłości własnej napawać się triumfem swoim do syta.

  1. Wyjdź pan, wyjdź pan jak najprędzej!
229