ny lekki biały przedmiot — bilecik, tym razem drugi już z rzędu.
— Tam! — zerwało mi się mimo woli z ust.
— Gdzie? — żywo zapytał doktór Jobn, przyskoczywszy jednym susem do okna. — Co to było?
— Drugi raz to samo — odpowiedziałam — ręka zatrzepotała dając znak rękawiczką i coś upadło — dodałam, wskazując na okratowanie okna zamkniętego teraz na głucho i wyglądającego niewinnie ponad możność jakiegokolwiek zarzutu.
— Niech pani pobiegnie natychmiast, podniesie bilecik i przyniesie go tutaj — rozkazał, dodając: „na panią nie zwróci nikt uwagi, mnie zauważonoby od razu.“
Pośpieszyłam zbiec na dół bez oporu. Po krótkim szukaniu znalazłam złożoną ćwiarteczkę papieru, która utkwiła pomiędzy dolnymi gałęziami jednego z krzewów; wzięłam bilecik i przyniosłam go bezpośrednio doktorowi Johnowi. Tym razem Rozyna nawet, jak sądzę, nie dostrzegła mnie.
Doktór podarł bilecik od razu na drobne kawałki, nie przeczytawszy go nawet.
— Proszę zapamiętać, że nie ma w tym ani trochę jej winy — rzekł, patrząc na mnie surowo.
— Czyjej winy? — zapytałam — O kim mowa?
— Nie wie pani więc nic jeszcze?
— Nie mam pojęcia.
— Nie domyśla się pani?
— Nie. Ani trochę.
— Gdybym znał panią lepiej, mógłbym zaryzykować zwierzenie się pani i zapewnienie sobie tym sposobem jej opieki nad najniewinniejszą w gruncie rzeczy i nieposzlakowaną, ale nieco niedoświadczoną istotą.
— W roli duenny? — zapytałam.
— Tak — odpowiedział z roztargnieniem. — Jakież sidła zastawione są na nią! — dodał w zadumie. — W tej chwili, po raz pierwszy na pewno, przyjrzał się uważnie, z niewątpliwym niepokojem mojej twarzy, aby
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/204
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
194