Strona:PL Bronte - Villette.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i kolorowanej słoniowej kości; jej niedomknięta górna połowa otworzyła się w moich rękah, ukazując leżące wewnątrz fijołki, a na nich złożoną ćwiarteczkę różowego papieru, na której napis głosił: „Pour la robe grise“ — dla szarej sukni. — Traf chciał, że tego dnia miałam na sobie suknię barwy szaro-popielatej.
Ślicznie. Czyżby miał to być czuły bilecik? — „un billet-doux? Rzecz, o której słyszałam, dotychczas jednak nie dostąpiłam zaszczytu trzymania jej w ręku. Czyżby miało nią być to, co w tej chwili spoczywało pomiędzy wskazującym i wielkim moim palcem?
Trudno było mi uwierzyć w to zrazu. Nie wyobrażałam sobie wcale możliwości posiadania wielbiciela, ani starającego się o moją rękę. Myśli wszystkich nauczycielek zaprzątnięte były rojeniami o tego rodzaju osobnikach; jedna z nich nawet — oczywiście z gatunku osobliwie łatwowiernych — wierzyła święcie w przyszłe swoje zamążpójście. Każda uczennica powyżej czternastu lat roiła o przyszłym narzeczonym; dwie czy trzy zostały już nawet związane narzeczeństwem przez rodziców swoich, kiedy były w kolebce jeszcze. Moje myśli, a tym mniej moje przewidywania, nie znajdowały nigdy podniety do wkraczania w zakres podobnych nadziei i uczuć.
Ilekroć szły inne nauczycielki do miasta, czy odbywały przechadzkę po bulwarach, albo też były obecne w kościele na mszy chociażby, mogły liczyć (sądząc z ich opowiadań) na spotkanie się z osobnikami „płci odmiennej“, których rozkochane, pełne podziwu spojrzenia przekonywały je o potędze ich uroku i o ich sile pociągania mężczyzn. Nie mogłabym powiedzieć, aby moje doświadczenia życiowe pouczać mnie miały o tym samym. Bywałam w kościele, chodziłam na spacery, byłam jednak najzupełniej przekonana, że nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. W całym zakładzie wychowawczym przy Rue Fossette nie było ani jednej młodej kobiety, czy młodej dziewczyny, która nie zapewniałaby, że tu i ówdzie spoczęło na niej pełne zachwytu spojrzenie błękitnych oczu młodego naszego doktora. Co do mnie, zmu-

174