Strona:PL Bronte - Villette.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyznać należy, że pozory nie zdawały się przeczyć podobnemu ujęciu sprawy: Madame tak bardzo ubiegała się o utrzymanie go na stałe jako lekarza w domu swoim i szkole, zapominając zupełnie o dawnym swoim protegowanym doktorze Pillule. Co ważniejsze, starała się zawsze osobiście przyjmować go, ilekroć przychodził w roli lekarza i była w stosunku do niego tak radośnie nastrojona, taka rozpromieniona, traktowała go z tak przyjacielską dobrotliwością, że trudno było w istocie nie wyprowadzać podobnego wniosku. I jeden znamienny punkt jeszcze: w tym czasie zaczęła zwracać szczególną uwagę na swój strój: znikły dezabile ranne, czepeczki, pantofle i szale. Wczesne wizyty lekarskie doktora Johna zastawały ją niezmiennie jak najkunsztowniej ufryzowaną, jej jasno-kasztanowate warkocze uplecione bez zarzutu dokoła kształtnej głowy; postać jej opływały świetnie skrojone i uszyte jedwabne suknie, nóżki obute w sznurowane zgrabne pantofelki, zamiast zwykłych porannych, nieco rozchlapanych, miękkich filcowych brodequins: słowem ustrojoną jak z pudełka, świeżą jak kwiat.
Nie przypuszczam jednak, aby zamierzenia jej w tym wszystkim sięgały czegoś więcej, aniżeli wykazania młodemu przystojnemu mężczyźnie, że nie jest stara ani brzydka. I w istocie, nie była brzydka. Nie posiadając osobliwie klasycznych rysów, ani wrodzonej wytworności ogólnej sylwetki, mogła podobać się i podobała się na ogół. Nie będąc już pierwszej młodości, nie mogąc czarować promiennym jej wdziękiem, umiała jednak siać dokoła siebie radość życia. Obcowanie z nią nie mogło nigdy uprzykrzyć się: nie nużyła jednostajnością, głupotą, bezbarwnością, ani płytkością. Jej nieprzyblakłe wciąż jeszcze włosy, jej oczy, lśniące ciepłym światełkiem błękitu, jej policzki, ożywione rumieńcem zdrowia i nęcące puszkiem dojrzałego owocu — podobały się stale i niezmiennie, zdolne budzić wszelako umiarkowany zachwyt jedynie.
Czyżby istotnie snuć miała wizje uczynienia z doktora Johna swojego męża, przyjęcia go do swojego dobrze za-

158