Strona:PL Bronte - Villette.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsze skwapliwością, z tym samym zawsze słonecznym uśmiechem, skierowanym ku doktorowi, z tym samym cudownie odegranym zaniepokojeniem o stan dziecka. Dr. John zapisywał niewinne lekarstwa dla pacjentki i przyglądał się przy tym matce ze złośliwym błyskiem w oku. Madame podchwytywała drwiące z lekka jego spojrzenia, nie biorąc mu ich za złe — zbyt rozumna była na to. Mimo że młody doktór mógł słusznie wydać się nazbyt giętki i ustępliwy, trudno było pogardzać nim za to. Ustępliwość jego nie mogła tłumaczyć się chęcią przypodobania się pani domu: wyraźne było wprawdzie, że chętnie przychodzi na Rue Fossette w charakterze lekarza, zachowywał się tu jednak jak człowiek niezależny od nikogo, nieledwie nie dbający o niczyje uznanie; zarazem bywał często zamyślony i zatroskany.
Nie powinna byłam może zajmować się obserwowaniem zagadkowego jego zachowania, a tym bardziej doszukiwać się utajonych przyczyn i źródła jego troski, trudno mi jednak było, w sytuacji, w jakiej znajdowałam się, nie czynić tego. Nie przychodziło mu wcale na myśl ukrywać się, czy udawać wobec mnie, o tyle też tylko brał pod uwagę obecność moją w pokoju, o ile osoba, tak niepozorna jak ja, mogła ściągać na siebie czyjąkolwiek uwagę, to znaczy nie większą niż byle sprzęt, nie rzucający się w oczy, nie wyróżniający się niczym szczególnym: krzesło zwykłej stolarskiej roboty, czy dywan o przeciętnym fabrycznym deseniu. Częstokroć, czekając na przyjęcie Madame, uśmiechał się, zamyślał, czy nadsłuchiwał, jak człowiek, który wyobraża sobie, że jest sam jeden w pokoju. Dawało mi to możność zastanawiania się nad jego zachowaniem, obserwowania jego gestów i ruchów i dziwienia się jakie może mieć znaczenie jego branie na pozór żywego udziału w całej komedii, jego zainteresowanie, zaprawione posmakiem nieufności,, i dziwny, niewyjaśniony czar, pociągający go ku temu na wpół klasztornemu zamknięciu zakładu wychowawczego, ukrytego w samym sercu stolicy. On jednak, zdawał się nie pamiętać wcale, że mam oczy, zdolne pa-

152