całego tłumu znanych jej mężczyzn, wreszcie nad wspólnością zasad, która sama przez się stworzyła między niemi nić rzeczywistej sympatyi. Ale nade wszystko wzruszało ją to przywiązanie głębokie a beznadziejne, które porównać musiała z przemijającą miłością innych wielbicieli, albo co gorsza takich, którzy bawili się kosztem jej serca! O! dotychczas jeszcze bladła ze wstydu i oburzenia na samo wspomnienie doznanych upokorzeń! przypisywała bowiem tym uczuciom przykre wrażenie, jakiego doznawała, gdy w pamięci jej stawała postać Jerzego. Upływały dni i tygodnie i zwolna Zuzanna zaczęła godzić się z myślą oddania ręki panu de Preymont. Ponieważ sama cierpiała już, rozumiała zatem co to jest cierpienie i litowała się nad męczarnią kuzyna. Teraz dopiero oceniała lepiej jego charakter i cieszyła ją myśl, iż może dla niego stać się pociechą i szczęściem, o jakiem nie śmiał mówić i marzyć. Wkrótce postać Marka przedstawiała się przez pryzmat tkliwej miłości, która napełniała jej własne serce.
„Czyż mogłabym pragnąć lepszego losu? — pisała znów do przełożonej klasztoru? która w odpowiedzi na jej zwierzenia przesłała list pełen zdrowych i dobrych rad. — Powiadasz mi pani — pisała Zuzanna — że smutne koleje mojego życia oddziaływają na moje postanowienia i nakłaniając mnie do tej zmiany. Być może, że tak w części jest, ale zdaje mi się, iż się nie mylę, gdy twierdzę, że z tym człowiekiem mogę być szczęśliwą. Czyż w sercu kobiety nie budzi współczucia przypuszczenie, że mężczyzna posiadający tyle
Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/134
Ta strona została przepisana.