Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/434

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czas, nie zwalczałem jej postanowienia; nie dawałem w tym przedmiocie żadnej odpowiedzi. Zaznaczałem ogólnikowo, iż zawsze będzie mi niezmiernie miło wiedzieć że jest szczęśliwą; później dodałem: uczynić ją szczęśliwą: żałosne dwuznaczniki, wymuszone słowa, którym lękałem się dać więcej przejrzystości! Zdecydowałem się wreszcie rozmówić szczerze; powiedziałem sobie iż to jest moim obowiązkiem, roztrząsałem własne sumienie; w myśli o spokoju Eleonory starałem się znaleźć obronę przeciw obrazom jej cierpienia. Przechadzałem się wielkimi krokami po pokoju, powtarzając głośno to, co miałem zamiar napisać. Ale zaledwie skreśliłem kilka słów, usposobienie moje ulegało zmianie: patrzałem na słowa już nie wedle zawartego w nich znaczenia, ale wedle skutku jaki niechybnie wywrą; jakaś nadprzyrodzona potęga wiodła, jakby wbrew woli, mą urzeczoną rękę. Ograniczyłem się do tego, iż radziłem paromiesięczną odwłokę. Nie powiedziałem ani słowa z tego co miałem w myśli. List mój nie miał charakteru szczerości. Argumenty, które przytaczałem, były słabe, ponieważ nie były prawdziwe.
Odpowiedź Eleonory tchnęła gwałtownością: była oburzona moim brakiem chęci oglądania jej. Czegóż ona żąda? aby mogła żyć, nieznana, koło mnie. W czem mogę się obawiać obecności jej w niewiadomem nikomu schronieniu, wśród wielkiego miasta, gdzie nikt jej nie zna? Poświęciła dla mnie wszystko, dobrobyt, dzieci, reputację; nie żąda innej nagrody jak tylko aby mogła wyczekiwać mnie jak pokorna niewolnica, spędzić codzień ze mną kilka minut, cieszyć się chwilami które będę mógł jej oddać. Zgodziła się na dwa miesiące rozłąki, nie iżby ta rozłąka była, jej zdaniem, potrzebna, ale dlatego że ja zdawałem sobie tego życzyć; i dziś, kiedy, wlokąc uciążliwie dzień po dniu, doszła wreszcie do kresu który sam oznaczyłem, ja radzę jej rozpocząć na nowo tę długą męczarnię! Być może iż się omyliła, iż oddała życie człowiekowi twardemu