Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Które śmierć twoja wtrąci pod jarzmo zelżywe.
Pomyśl, że dzień żałosny, co zbawi je matki,
Ten dzień obcej krwi wróci nadziei zadatki:
Wrogowi, co ku tobie nienawiścią płonie;
Synowi, w Amazonki poczętemu łonie;
Hipolitowi...

FEDRA: Bogi!

ENONA: Wreszciem ci dopiekła!

FEDRA:
Nieszczęsna! coś za imię w tej chwili wyrzekła!

ENONA:
Dobrze! niech buchną gniewu twojego płomienie:
Radam, że cię to imię przyprawia o drżenie.
Żyj więc: niechaj ci miłość i powinność świeci;
Żyj; nie ścierp, by Scytyjki syn, twe własne dzieci
Przygniatając brzemieniem niedoli złowrogiej,
Gnębił pierwszą krew Grecji, poczętą przez bogi.
Lecz nie zwlekaj; wszak każda chwila dla cię zgonem:
Myśl corychlej o zdrowiu, zbyt już nadwątlonem,
Póki jeszcze sił twoich, niknących nam co dnia,
Da się nawpół przygasła rozniecić pochodnia.

FEDRA:
Zbyt długo ciągnę żywot występkiem zatruty.

ENONA:
Jakto! czyżby ścigały cię jakie wyrzuty?
Jakaż zbrodnia początek dała twej udręce?
Czyżby się krwią niewinną splamiły twe ręce?

FEDRA:
Nie, dzięki niebu, ręce me nie są skażone.
Ach, gdybyż serce było niewinnem, jak one!

ENONA:
I jakiż czarny zamiar w niem hodujesz oto,
Iż serce twe tak straszną kaja się zgryzotą?