Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
393
KOSMOPOLIS.

Hafnerowi. Sądził, że ten ostatni złajał córkę i przeciął odrazu wszelkie wyjaśnienia:
— Dajmy temu pokój — rzekł z pobłażaniem — to ja znalazłem się niewłaściwie. W gruncie rzeczy bowiem, pani wiesz dobrze, że szanuję zawsze to wszystko, co moi przodkowie szanowali. Ale czas posuwa się naprzód i pewne formy fanatyzmu nie są odpowiednie nawet dla ludzi noszących moje nazwisko. To jest wszystko co chciałem powiedzieć, szkoda tylko, że wygłosiłem to w sposób taki, o który pani miałaś prawo się obrazić.
I z wielkim wdziękiem pocałował maleńką rączkę Fanny, nie odgadując tego, że zwiększył jeszcze smutek tego dziecka zbyt szlachetnego. Rozdźwięk stawał się coraz większy między światem myśli, w którym ona żyła, a tym, w którym się poruszał zrujnowany hulaka. Nie byli oni z jednego nieba, jak mówią, nie bez pewnej głębokości, mistycy. Odnośnie do Ardei, zastosowanie wyrazu niebo jest śmiesznem, gdyż była to osobistość pozbawiona wszelkiego ideału, tylko z ciała i kości złożona, podczas, gdy panna Hafner była tylko inteligencyą i sercem. Każde ich zetknięcie się, w miarę jak Peppino coraz bardziej odkrywał swój charakter prawdziwy, podnosiło ten rozdźwięk. Tak więc dla Fanny, te dwa ostatnie tygodnie pięknej pory majowej, która zdawała się otaczać szczęściem godziny jej narzeczeństwa, były szeregiem rozczarowań drobnych