Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
363
KOSMOPOLIS.

— Jeżeli Bolesław jest waryatem, jak to wszyscy jednogłośnie utrzymują, to dlaczego Maud, którą znam i która mnie kocha, składa odpowiedzialność za ten pojedynek na moją matkę, tak dalece, że pogniewała się nawet na mnie i odjechała, nie napisawszy mi ani słówka?... Nie, w tem jest coś innego...
I przypomniawszy sobie fizyonomię matki w chwili, gdy czytała list Maudy, zrozumiała wszystko. Scenę tę, choć już półtora tygodnia od niej upłynęło, miała ciągle przed oczami; widziała nieustannie tę twarz, tak zwykle pewną siebie i wyniosłą, wzruszoną do głębi i zaniepokojoną. W rzeczy samej „biedna duszyczka“, nie mogła pozbyć się tej myśli, że jej matka nie jest kobietą uczciwą...
Była to myśl tym straszniejsza, że Alba całkiem niewinna fizycznie, oddawna już utraciła nieświadomość dziewiczą. Słuchając nieraz rozmów zbyt swobodnych w salonie matki, obczytana w romansach, które jej bez wyboru wpadały w rękę, wiedziała, że słowo kochanek i kochanka znaczyło pewien określony związek fizyczny — i stosując te wyrażenia do stosunku matki, najprzód z Gorskim, a potem z Maitlandem, cierpiała nadzwyczajnie. Męki tej doznawała przez cały obiad, po którym Dorsenne chciał z nią pogawędzić trochę wesoło. Siedziała obok malarza, i oddech tego człowieka, jego ruchy, ton jego głosu, sposób picia i jedzenia, cała wreszcie po-