Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
260
KOSMOPOLIS.

więc według pana bravo taki jest obrażonym i ma prawo wyboru broni?...
— Ależ nakoniec, panie margrabio — odezwał się Hafner z widoczną niecierpliwością, tak dalece subtelności i zła wola szlachcica obrażała w nim zamiar załagodzenia praktycznego całej sprawy — czego pan chcesz? Czy pan myślisz, że podnosząc tego rodzaju szykany?...
— Szykany!... — zawołał Montfanon, zrywając się z krzesła.
— Panie Montfanon!... — błagał Dorsenne, podniósłszy się także i zmuszając siłą prawie straszliwego człowieka, by usiadł znowu.
— Cofam wyrażenie — rzekł baron — jeżeli ono pana obraziło... Nie chciałem pana obrazić i proszę mi wybaczyć, panie margrabio... Ale racz nam pan powiedzieć, czego sobie życzysz, odnośnie do swego klienta... My z naszej strony zrobimy wszystko, by pańskie życzenia pogodzić z pragnieniami naszego klienta... Jest to rachunek źle sporządzony do poprawienia...
— Nie, panie — rzekł Montfanon z zuchwałą surowością — tu idzie o słuszność, co jest zupełnie czem innem... Oto, czego my chcemy, pan Dorsenne i ja: hrabia Gorski znieważył ciężko pana Chaprona... Pozwolą panowie, niech skończę (zwrócił się do Hafnera i Ardei, którzy się jednocześnie poruszyli). Tak, panowie, musiał go bardzo ciężko obrazić, skoro pan Chapron, znany przez wszystkich ze swej grzeczności, zro-