Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaka szkoda, że nie mamy kompletu do wista! — zauważył jegomość.
— Wiesz pan co?... zagrajmy w pikietę! — krzyknął Rudolf.
I usiedli do kart.
Niebawem zbliżył się do grających przystojny brunet, mówiąc do męża Leontyny:
— Rudziu! pani cię prosi.
— Na honor nie mogę! Dopierośmy grę zaczęli... Ty mnie zastąp, Adasiu.
— Jeżeli ja pana krępuję, zrzekam się praw moich — rzekł partner Rudolfa.
— Nigdy! — odpowiedział Rudolf. — Żona śmiertelnie obraziłaby się na mnie, gdybym towarzystwo pańskie tak nagle opuścił.
Młody brunet, uśmiechnąwszy się pod wąsem, wrócił do pani Leontyny z odpowiedzią jej męża. Lachowicz przez ciekawość poszedł za nim.
Na kanapce, między kwiatami pod oknem, siedziała żona Rudolfa z owym brunetem, panem Adamem, żywą z nim prowadząc rozmowę. Lachowicz zbliżył się nieco ku tej stronie, co zobaczywszy kuzynek gospodarza, dwudziestoletni pachnący Arturek, szybko przybiegł do niego.
— Pan pewnie mnie szuka? — spytał, poprawiając mankietów.
— A tak! — odparł Lachowicz. — Cóż, byłeś pan dawno na polowaniu?
— Jeszcze w jesieni, panie, polowałem na ptaszki i zabiłem bekasa z takim dziobem!...
To mówiąc, naiwny młodzieniec odmierzył na palcu długość bekasowego dzioba.
— Arturku! — zawołała niespokojnie gospodyni — czy mogę cię prosić?
— Czy pozwoli mi pan na chwilę odejść do kuzynki?...