Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cić dowcipy, bo mogą się ciebie nie doczekać... ci, którzy cię czekają.
— Ho! ho! ho!... — roześmiał się impertynencko Lachowicz, siadając w kapeluszu na głowie. — Czy myślisz wydobyć z szuflady rewolwer i zmusić mnie do podpisania rewersu na pięćset rubli?...
— Poznałeś tę damę, która była u mnie? — przerwał Sielski.
— Szykowna!... palce lizać.
— Jest to córka mego opiekuna.
— Fiu! fiu!... Dobrze mu się wypłacasz za opiekę...
— Przysięgłem, że nikt nie będzie wiedział o jej bytności u mnie.
— Jabym zrobił to samo.
— Tobie zaś przysięgam, że ona nie jest moją kochanką, i że wizyta jej zrobiła mi wiele przykrości — zakończył Sielski.
— Gdybyś od tego zaczął naszą rozmowę, nie byłbym z was żartował — rzekł Lachowicz poważnie i zdjął kapelusz.
— Ja nie dbam o twoje żarty!... — mówił z uniesieniem Jerzy. — Twoje żarty nie dosięgają mnie, ani jej...
— Więc czego chcesz? — spytał, marszcząc brwi, Lachowicz.
— Chcę, ażeby nie było plotek w mieście...
— Z tem żądaniem musisz się chyba odwołać do Pana Boga, który plotkom żyć pozwala.
— Bądź ostrożny! — upomniał go do najwyższego stopnia rozdrażniony Sielski.
— Czyś oszalał?... — krzyknął nagle Lachowicz, zrywając się z krzesła. — Co znaczą twoje głupie pogróżki, komu je rzucasz, czego wreszcie chcesz ode mnie?
— Chcę, ażebyś mi powiedział, za jaką cenę będziesz milczeć?...
Lachowicz zatrząsł się.