Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed nim, ja zaś wolałam drugie miejsce. No!... i przegraliśmy oboje... — dokończyła ze śmiechem.
Ludwik zamyślony słuchał jej jednem uchem. Zato Sielski stanowił bardzo uważne i zachwycone audytorjum.
Rozmowa, zaczynająca się od wspólnych wspomnień, ożywia się łatwo. To też Zosia i Jerzy po upływie kilkunastu minut byli już dobrymi znajomymi, tak dobrymi, że Sielski postanowił wybadać nieco młodą osobę.
— Jakże pani czas przepędza w Warszawie po powrocie z zagranicy? — spytał.
— Wybornie!... Mam dużo zajęcia około naszego gospodarstwa. Ludwik dostarcza mi mnóstwa książek, a przytem uczy mnie rysować.
— Wątpię jednak, ażeby prace te zastąpiły towarzystwo... — wtrącił Sielski.
— O, i towarzystwo mamy liczne! Bywają u nas różni panowie, młodzi i starzy, i parę dam...
Jerzy, usłyszawszy o młodych panach, uczuł się mniej zadowolonym.
— W takim razie — rzekł — obawiam się, że nowe znajomości mogą być mniej przyjemne?
— Ja zaś sądzę, że niekiedy mogą być przyjemniejsze od dawnych...
Powiedziawszy to, Zosia urwała nagle i pokraśniała nieco.
Sielski bystro spojrzał jej w oczy.
Ale Zosia odzyskała już zimną krew i odparła z wyrazem niezrównanej naiwności:
— Naturalnie! Pan wie, że nowość zawsze bawi.
Tym razem jednak zarumieniła się jeszcze bardziej, czując, że zbyt gorliwie naprawia swą nieostrożność.
Tym sposobem godzina zeszła im jak chwilka. Wypadało wyjść. Sielski wstał z krzesła i pożegnał młodych gospodarzy, którzy go z nieudaną szczerością prosili o częstsze wizyty.
— Bardzo dobrze — odparł Jerzy — ale w takim razie