Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pijta z Bogiem!
Z izby do sieni buchał mocny zapach tytuniu, potu i wódki, razem z nim kurz i hałas, przypominający brzęk pszczół w ulu, nad który od czasu do czasu wzbijał się okrzyk gromadzkiego pijaka, leżącego na oplutej podłodze, między ławą i szynkwasem:
— Oj, da! da!...
Widząc takie poniżenie natury ludzkiej, jedna z siedzących pod piecem kobiet w chustce na głowie, odezwała się do kobiety, ubranej z miejska:
— Świnią trza być, ale nie chłopem, żeby się zaś tak tarzać...
— Abo to raz człowiekowi przyjdzie leżeć na podłodze!... — wtrącił wieśniak z czerwonym nosem, ubrany w siwą kapotę.
— Oto, mój Józik nie leżałby na podłodze — odezwała się prędko baba, ubrana z miejska.
— Co tam wasz Józik! — mruknął chłop i machnął ręką. Potem zamglone oczy zwrócił na szynkwas.
— Czekajta ino, kumie — mówiła, udająca mieszczankę. — Jak mój Józik wrócił jednego roku ze szkoły, więc, ino stanął na progu, a ja do niego prosto od garnków i chcę go za szyję objąć. A on tak się żachnął (złotko moje!) i gada: „Nie widzą matula, że mam świeżuteńki mundur?“ A ja mu na to: „Widzę, synku!...“ Więc on: „To nie trza go brudnemi rękami łapać, bo na psy pójdzie.“ Więc ja gadam: „To skiń mundur, żebym cię mogła utulić przecie!“ A on: „Kiej ja i koszulę mam taką, że ją matula zababrze...“
— Dałabym ja swojemu, żeby mi tak stawał, ażby mu się mundur zaposoczył! — wtrąciła kobieta z kieliszkiem w ręku.
— I cóż wy na takie onego gadanie, kumo? — spytała inna, zezowata.
— Czekajta ino, kumo, zara wam dokończę — ciągnęła ubrana z miejska. — Więc ja mówię do Józika: „To se ręce