Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Żydek, przysłany przez gospodynię, okazał najwięcej energji.
Wyrwał wahającemu się panu Dudkowskiemu z rąk parasol i laskę, zarzucił sobie na plecy walizę i torbę i odepchnąwszy wymyślających mu współzawodników, szybko pobiegł na dziedziniec.
Pan Dudkowski machinalnie poszedł za nim.
Bryczka, którą miał jechać, nie obudziła w nim ufności. Miała wydarte boki i mały pęczek grochowin w siedzeniu, a ciągnął ją jeden wysoki i chudy koń, na nogach dziwnie pokrzywionych. Ponieważ jednak furman naglił do wsiadania, a dwaj inni już i panu Dudkowskiemu zaczęli wymyślać, siadł więc prędko, polecając się Bogu. W tej chwili po raz pierwszy uczuł tęsknotę za Warszawą.
Żydek zaciął konia i popędził po nierównej drodze, ścigany przez dwie inne bryczki, z których dolatywały szydercze śmiechy i złorzeczenia. Nie dość na tem, Żydkowie bowiem wyprzedzili jego ekwipaż i jadąc naprzód, wzniecali ogromne tumany kurzu, który wnet zasypał odzież pana Dudkowskiego i począł mu włazić w oczy, uszy, w nos i usta.
Ale podróżny nie zważał na to, zajęty utrzymywaniem równowagi. Siedzenie co chwilę wymykało się z pod niego, a wreszcie grochowiny rozlazły się tak, że pan Dudkowski musiał klęknąć w bryczce, trzymając się obu rękami krawędzi. Do kurzu, trzęsienia, podrzucania i tym podobnych dolegliwości fizycznych dołączyły się jeszcze moralne. Naprzód koń, idąc po jednej stronie dyszla, wciąż spychał bryczkę na rów przydrożny, gdzie, według przewidywań pana Dudkowskiego, można było utonąć. Powtóre, należało przejechać sosnowy lasek, w którym nowy ziemianin obawiał się rozbójniczej napaści ze strony niechętnych mu furmanów. To też zdarzały się w ciągu tej krótkiej zresztą podróży chwile, podczas których pan Dudkowski tracił wszelką nadzieję odzyskania sił na świeżem powietrzu i czuł niedającą się opo-