zrozumienia, iż Wicek dzisiejszej nocy znalazł taki skarb, taki wielki skarb, że aż... musiał się przy nim rozebrać do naga!
Braci zaciekawiło opowiadanie. Więc Moszek posłał Abramka niby to po rzeczy, a sam ze staruszką poszedł do Wicka.
Ledwie przestąpił próg, zawołał:
— Co to jest, Wicek, coś ty znalazł?... Ty przecie wiesz dobrze, że my jesteśmy wspólnicy i dzielimy się do połowy, a jeszcze... jesteś nam niemało winien!
— Oddam, com winien, za parę dni — odparł Wicek, napróżno usiłując schować się dokładnie pod kusą derkę.
— Co ty oddasz? — wołał Moszek. — Ty oddaj nam towary, bo to „nasi“ zgubili, i możesz mieć kłopot...
Wicek oburzył się.
— Nie szczekałbyś, Żydzie, napróżno. Tego, com znalazł, nie zgubili „nasi,“ tylko tamci, co na nich wczoraj nad granicą polowali. Zresztą, to nie są żadne towary, ino klejnoty i zegarki.
Żyd aż podskoczył.
— Klejnoty?... zegarki? — pytał. — A co ty z niemi zrobisz? Ty nam oddaj, a my sprzedamy, bo inaczej złapią cię.
Wicek oburzył się.
— Kiedy tak, to wynoś się, Żydu!... A jak mi będziecie dokuczać, oddam skrzynkę na komorę i jeszcze was zadenuncjuję!
— Czego się pan Wincenty tak złości? — odparł Moszek, zmieniając nagle ton. — Nie chcesz pan z nami trzymać, to nie... A skarżyć niema interesu, bo my także coś wiemy... Zresztą pan Wincenty zrobi sobie jak zechce ze swojem znaleźnem, a ja... zaraz tu ubranie przyniosę. Może Abramek dostał już, co potrzeba...
To powiedziawszy, opuścił chatę i szybko pobiegł do brata.
Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 02.djvu/061
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.