Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spotkać w Saskim Ogrodzie, gdzie, chodząc po głównych alejach, z kwiatkiem w dziurce od guzika, napozór przypatrywał się swoim kolorowym kamaszom i nucił kilka wyrazów z arji „Łaski!“ — ale duszę miał pełną rozpaczy.
Jednego dnia gospodarz zajazdu podał mu rachunek. Należało się siedem rubli. Pan Furdasiński z miną Rotszylda zapłacił pięć rubli, a na dwa kazał zaczekać, gdyż obecnie nie ma drobnych. Żyd zgodził się bez trudności, wiedząc, że ma w swej mocy tłomoczek i paszport lokatora.
Pan Furdasiński wyszedł na miasto. Maszerował krokiem austrjackiego porucznika; ustępując damom, wyginał się w sposób pełen wdzięku; obracał w ręku laseczkę jak Kupido. Ale w głowie nie mógł powiązać dwu myśli. Chwilami zdawało mu się, że tam już nic niema, tylko rozlegają się echa huczącego miasta. Czasami rzucał się nagle w bok, jakby chcąc gdzieś uciec, bo przywidziało mu się, że za nim chodzi wielki wstyd, przebrany za zwykłego człowieka.
On, który przed trzema miesiącami spłacił wierzycielom trzydzieści osiem tysięcy rubli, dziś nie ma czem spłacić dwu rubli za hotel!... Z całej ojcowskiej fortuny został mu tłomoczek w zastawie u Żyda i — dwie dziesiątki gotówką.
Chcąc mieć jeszcze drobniejszą monetę, wszedł do sklepiku i rzekł:
— Chciałbym kupić bułkę... dla pieska... Może mi pani wyda dwugroszniakami.
Sklepikarka, wydawszy mu pożądane dwugroszniaki, pomyślała, że elegant ten musi mieć dobre serce, bo gdy mówił o bułce, to się jakby zachłysnął, pewnie z wielkiej litości nad pieskiem.
Jedną noc przepędził, spacerując po głównych ulicach miasta. W dzień drzemał parę godzin, rozparty jak książę, na ławce w Saskim Ogrodzie, zjadł swoją bułkę i, z miną bardzo wspaniałą, kazał sobie podać kufel wody ze studni, ale — nic nie zapłacił. Drugą noc przepędził również na spacerze,