Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tej samej chwili jednak ktoś zadzwonił i wszedł do salonu.
W końcu sierpnia, kiedy miłosne uniesienia Władysława dosięgły zenitu, odebrał on od Grodzkiego z Londynu telegram tej treści:
„Z modelami zrobiłeś mi przykry zawód. Odeszlij przynajmniej notatkę, którą ci zostawiłem“.
Depesza ta rozgniewała Wilskiego, bez namysłu więc odpisał:
„Zwracam pieniądze, notatka gdzieś zginęła.“
Na to nie odebrał już odpowiedzi.
Większą część dnia przesiadywał u bankierowej. Gdy była z nim, pożerał ją wzrokiem; gdy wyszła, myślał o niej, lub z rozkosznym niepokojem przysłuchiwał się szelestowi jej sukni.
Pewnego dnia, w czasie jej nieobecności, ukląkł i ucałował miejsce na dywanie, które zazwyczaj dotykały jej stopy.
Począł miewać widzenia na jawie coraz częstsze, a niekiedy symboliczne. Raz zdawało mu się, że na skrzydłach z listów zastawnych wzleciał na szczyt wysokiej skały, z której zaraz potem spadł w przepaść.
Innego dnia, jakoś we wrześniu, wracając do swego mieszkania, spotkał na schodach dawną znajomość. Był to ów litościwy sąsiad z poddasza, rękawicznik, strasznie wynędzniały i ubogo ubrany.
— Ach! to pan?... — rzekł Władysław, otwierając drzwi.
— A ja! Przyszedłem... Przyszedłem dowiedzieć się o zdrowiu jaśnie pana — odparł biedak, zdejmując czapkę.
— Dziękuję! Tak, mam się nieźle! — rzekł Wilski i zamknął drzwi za sobą.
W kilka godzin później pomyślał, że niegdyś karmiciel jego musi być w ciężkiej potrzebie. Zapragnął dowiedzieć się o jego mieszkaniu i w tym celu chciał zadzwonić na służą-