Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nika, a wreszcie zupełnie się od niego odsunął. Pozostały oszczędności, nadzieje i robota dorywcza, wszystko to jednak nie wystarczało na utrzymanie domu. Ograniczono więc wydatki, zmieniono ostatnią dwudziestopięciorublówkę i... wydano przedostatniego rubla!...
Dzień ten był bardzo przykry dla małżonków. Władysław, unikając wzroku żony, zamknął się w swoim pokoju po to, aby robić sobie wyrzuty, że unieszczęśliwił kochającą go kobietę. Helunia znowu, widząc męża zmienionym ze smutku, sobie przypisywała kłopoty i mówiła:
— Mój Boże! gdyby on się ożenił z bogatą?... Jabym chyba umarła, ale nacóżem ja się zdała komu na świecie?!...
Zeszłego kwartału sprawiłam sobie aż za dziesięć rubli sukienkę!... Ach! gdyby ją kto odkupił!...
Tak myślała, stąpając na palcach i oglądając swoje kwiatki. Niekiedy podchodziła pod zamknięte drzwi mężowskiego pokoju i słuchała. Ale tam było cicho. Natomiast z kuchni dolatywał łoskot przesuwanych rondli, a z okna świergotanie kanarka.
— Czego ten kanarek tak wrzeszczy?... — odezwał się nagle Władysław z odcieniem niecierpliwości w głosie.
— On już będzie cicho! — odpowiedziała Helenka, a następnie, zbliżywszy się do klatki, dodała półgłosem:
— Cicho, mój ptaszeczku, cicho!... Pan się gniewa na nas, cicho!...
Kanarek spojrzał na nią naprzód jednem okiem, potem drugiem, ruszył ogonem na prawo i na lewo, a potem zaświergotał jeszcze głośniej.
Przestraszona Helenka nakryła mu klatkę czarnym szalem, i ptak uspokoił się.
— Teraz pewnie będzie spał — rzekła i przystąpiła do drzwi mężowskich.
Położywszy jednak rękę na klamce, jakby spłoszona swoją