Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 01.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a także w nagrody i kary. Miejsce to skryło się już za gwiazdami. Ale przy dniu pogodnym jeszcze można było widzieć w niebie Jehowę, siedzącego na tronie złotym z jaspisowemi kolumnami. Dokoła — wyżej i niżej (tak się zdawało patrzącym z ziemi) wisiały wagi zasług ludzkich. Gdy kto umierał, wagi jego znikały. Gdy się kto rodził, wagi jego zawieszano, a wtedy talerz, na którym leżały skarby doczesne, i ten, na którym były skarby wieczne — stał w równej mierze. Dopiero z biegiem życia jeden albo drugi talerz przeważał.
Ponieważ jednak życie wiekuiste stracono z oczu, a życie doczesne w owych czasach było piękne, więc każdy modlił się o skarby znikome i tem więcej był rad, im bardziej szala jego na stronę doczesną przeważała. Tylko ubodzy, którzy ani jednej palmy nie posiadali na własność, i niewolnicy, których bito, widzieli na niebie wielką obfitość skarbów wiecznych — i — płakali nad sobą.
Waga Ofira co rok mocniej pochylała się w stronę majątku doczesnego, i wszyscy mu zazdrościli, a Ofir sam był kontent.
Jednego dnia (miał Ofir już lat sto dwadzieścia i chodząc, opierać się musiał na prawnukach), ekonomowie i włodarze jego złożyli mu rachunki ostatnich zbiorów.
Było dwadzieścia tysięcy owiec, dziesięć tysięcy bydła, cztery tysiące wielbłądów, trzy tysiące niewolników, pięćset osłów, sto tysięcy miar ryżu, dziesięć tysięcy miar oliwy i nieprzebrane mnóstwo innych rzeczy. Każdy sykl wypożyczony przynosił bogaczowi sto syklów, a kto procentu nie płacił, stawał się jego niewolnikiem.
Kupcy z Zachodu, którzy u Ofira kupowali ryż, deski cedrowe i szerść zwierząt, zeznali pod przysięgą, że takiego jak on bogacza nie było jeszcze na ziemi.
I Ofir cieszył się. A gdy słońce zaszło, wsparty na dwu