Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cy ze swemi produktami jeździli po kilka mil w różne strony i wszystko sprzedawali. Złodzieje też swoją drogą kradli, gdzie tylko kto się nie upilnował, albo przy budynkach nie zaprowadził mocnych zamków.
— Na złe idzie! — mówiła Ślimakowa.
— Iii... Jakosik się to wyrówna — odpowiadał chłop.
O biednym Staśku potrochu zapominano. Czasem tylko matka położyła do obiadu jedną łyżkę za wiele, i spostrzegłszy się, otarła oczy fartuchem. To znowu Magda, wołając Jędrka, przez prędkość nazwała go Staśkiem. To znowu Burek obiegał niekiedy budynki, jakby kogoś szukał, a nie znalazłszy, przypadał łbem do ziemi i szczekał. Coraz rzadziej jednak trafiały się te wypadki.
Jędrek najmocniej uczuł śmierć brata. Z tego powodu nie lubił nawet siedzieć w izbie, lecz gdy nie było roboty, wałęsał się po polach. Wałęsając się, zachodził czasem na kolonję, do starego bakałarza, a tam przez ciekawość zaglądał do książki. Znał już z połowę liter, więc bakałarz bez trudu nauczył go reszty; gdy zaś poznał cały alfabet, to znowu bakałarzówna dla rozrywki pokazywała mu czytanie. I chłopak bąkał, niekiedy myląc się naumyślnie, aby go poprawiała, albo też zapominał liter, aby ona, pochyliwszy się nad książką, dotknęła go ramieniem.
Gdy jednego razu przyniósł do chałupy elementarz i pokazał co umie, uradowana Ślimakowa posłała bakałarzównej dwie kury i pół kopy jaj, Ślimak zaś, spotkawszy bakałarza, obiecał, że da mu pięć rubli, jak Jędrek zacznie modlić się z książki, a doda dziesięć, jeżeli chłopak nauczy się pisania. Dzięki temu, gdy nadeszła jesień, Jędrek bywał codzień i parę razy na dzień w kolonji, i albo uczył się, albo choć przez okna patrzył na bakałarzównę i przysłuchiwał się jej głosowi, co trochę gniewało jednego z parobków, a zarazem kuzynów Hamera.
W spokojnych czasach taka bieganina Jędrka może zwró-