Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest?... — spytał Jaś na los szczęścia.
— Pijanego prowadzą do cyrkułu — odpowiedział ktoś z tłumu.
Chłopiec począł znowu myśleć. Ubogie dzieci mają przytułek w ochronach, chorzy w szpitalu, pijaki w cyrkułach...
Ale gdzież on się pomieści, on, najuboższe dziecko na świecie?... Chyba w więzieniu!
Jaś był bardzo zmęczony; nogi pod nim drżały i uginały się, ręce ciężyły mu w bolesny sposób. Czuł głód, lekkie mdłości, morzył go sen, potrzebował spocząć choć na chwilę, lecz nie miał gdzie. Miejsca w ochronach, szpitalach i cyrkułach były zajęte przez innych, a do więzienia nie chciał iść.
W takim stanie umysłu, idąc ciągle naprzód i potykając się na nierównym chodniku, sierota zwrócił oczy na środek ulicy, po której mnóstwo sanek i powozów przebiegało, i — po raz pierwszy w życiu, mając dopiero lat jedenaście, uczuł pociąg do samobójstwa. W tej chwili wyobraził on sobie ból, jakiby mu sprawiły uderzenia końskich kopyt, usłyszał głuchy chrzęst własnych kości, lecz nie czuł trwogi, podobnie jak człowiek, który cierpiąc na ząb, raczej z rozkoszą aniżeli z przestrachem myśli o wyrwaniu go.
Tymczasem powozy i sanki roiły się jak muchy wśród lata. Jaś stanął. Jeden z przechodniów zepchnął go ze środka fliz na krawędź, drugi — z krawędzi na ulicę. Zdaleka nadjeżdżały wielkie sanie, ciągnione przez cztery konie. Chłopiec posunął się krok naprzód, machinalnie odwrócił głowę i — ujrzał nad sobą olbrzymią postać obarczonego krzyżem Chrystusa, który pochylił się i wyciągnął ku niemu rękę, jakby mówiąc:
— Co ty robisz?...
Jednocześnie, u stóp męża boleści, który tak dziatki miłował, sierota dostrzegł otwarte drzwi; cofnął się z ulicy i wszedł do podziemnego kościoła. Siedziba umarłych przygarnęła zmęczone dziecię.