Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tym, upartym, leniwym, nie okazywałeś nam żadnego przywiązania, a w dodatku, wczoraj skrzywdziłeś moich synów. Ponieważ w społeczeństwie złe postępki nie mogą być przepuszczane bezkarnie i ponieważ sprawiedliwość wymaga przedewszystkiem usunięcia przyczyn złego, jestem więc zmuszony oddalić cię z mego domu. Pójdziesz do rzemiosła!...
Jaś stał nieporuszony; pan Karol mówił dalej:
— A teraz, kiedy sprawiedliwość została wymierzona, my przebaczamy ci wszystko złe, któreś nam wyrządził... Tadziu, podaj rękę Jasiowi!
— Ojcze! — odezwał się w tej chwili Edzio — mój brat nie może podawać ręki temu, który go uderzył w twarz!...
Na te słowa, myślące oblicze pana Karola rozjaśniło się. Rzekł więc:
— Moje dzieci! Jakkolwiek zawziętość jest wadą, cieszę się jednak, że umiecie szanować swoją godność...
I powiedziawszy to, znakomity filantrop spojrzał najprzód na swoich synów, potem na model śmietnika, a wreszcie pocałował żonę w rękę i szepnął jej do ucha:
— Jest to jeden z piękniejszych dni w mojem życiu!...
W parę godzin potem wezwano Jasia powtórnie do gabinetu. Sierota zobaczył pana Karola na fotelu, a przy drzwiach jakiegoś człeczynę z czerwonym nosem.
— Jasiu — rzekł pan Karol — oto jest twój nowy opiekun, który cię dziś weźmie do siebie. Upakuj rzeczy.
Gdy Jaś wrócił do pokoju, nieznajomy udał się za nim i biorąc poufale chłopca za klapę surducika, zapytał:
— Ten surdut to chyba nie w Warszawie robiony?...
— W Warszawie, panie!... — odparł Jaś bojaźliwie.
— Jak się pouczysz u mnie, mój mały, ze sześć lat, to będziesz lepsze robił!... — mruknął nieznajomy opiekun, który był krawcem.
Pożegnanie sieroty z panem Karolem i jego żoną było oziębłe. Gdy Jaś wyszedł już na schody, wybiegła za nim