Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chłop znał inżyniera, więc ukłonił mu się nisko, do ziemi.
— A to ty, „durny Michałku!“ Cóż tutaj robisz? — zapytał inżynier.
— Nic, panie! — odparł chłop.
— Dlaczego nie wracasz do wsi?
— Nie mam poco, panie.
Inżynier zaczął nucić, a potem rzekł:
— Jedź do Warszawy. Tam zawsze znajdziesz robotę.
— Kiedy nie wiem, gdzie to.
— Siadaj na wagon, to się dowiesz.
„Durny Michałko“ skoczył na wagon jak kot, i usiadł na stosie kamieni.
— A pieniędzy trochę masz? — spytał inżynier.
— Mam, panie, rubla i czterdzieści groszy i złoty dziesiątkami...
Inżynier począł znowu nucić i oglądać się po okolicy, a w lokomotywie wciąż warczało. Wreszcie z karczmy wybiegła obsługa pociągu, z butelkami i węzełkami. Maszynista i jego pomocnik siedli na lokomotywę — i ruszono.
O jaką milę drogi stąd, na zakręcie, ukazały się dymy i wieś uboga, zbudowana między błotami. Na jej widok Michałko ożywił się. Zaczął się śmiać, wołać (choćby go nie usłyszano z takiej odległości), machać czapką... Aż jadący na wysokim koźle brekowy ofuknął go:
— A ty się czego wychylasz? Jeszcze zlecisz, i djabli cię wezmą...
— Bo to nasza wieś, panie, o tam o!...
— No, więc kiedy wasza, to siedź spokojnie — odparł brekowy.
Michałko usiadł spokojnie, jak mu kazano. Tylko, że go coś bardzo nudziło w sercu, więc zaczął mówić pacierz. Ach! jakżeby on wrócił do swojej wsi, z gliny i słomy ulepionej, tam — między błota... Ale nie miał poco. Choć go nazywali „durnym,“ tyle przecie rozumiał, że na świecie mniej przy-