Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę moich interesów poświęcać dla sentymentu. Jeżeli dziś ustąpię im na tysiąc rubli, to oni jutro zechcą miljona.
— Przesadzasz! — odparł Böhme kwaśno. — A ja ci powiem, że jeżeli za dziesięć tysięcy rubli możesz skończyć tę historją, to daj piętnaście — i kończ!...
— Już się ale wszystko skończyło — rzekł Adler. — Hultaje poszli precz, a inni dowiedzieli się, że u mnie jest rygor. Gdybym ja był taki miękki, jak ty, cała fabryka chodziłaby mi po głowie.
Pastor umilknął, podniósł oczy dogóry, zamyślił się. Potem począł rzucać na czystą powierzchnią sadzawki to korek, to kawałki drzewa...
— Czego ty ale, Marcinie, rzucasz śmiecie na wodę? — spytał go Adler.
Pastor pokiwał głową i wyciągnął rękę w kierunku sadzawki, na której każdy rzucony przedmiot wytwarzał coraz szersze koła.
— Czy widzisz, Gotliebie, te fale?... — spytał fabrykanta. — Widzisz, jak one rosną i płyną coraz dalej?...
— Tak się zawsze robi — odparł Adler. — Cóż w tem dziwnego?
— Masz racją — rzekł pastor. — Tak się robi zawsze i wszędzie: na sadzawce i w naszem życiu. Kiedy złe, czy dobre upadnie na świat, powstają około niego fale coraz większe i idą dalej a dalej...
— Nic nie rozumiem! — przerwał Adler, pijąc flegmatycznie wino z kielicha.
— Zaraz ci wytłomaczę, tylko nie gniewaj się.
— Ja się na ciebie nigdy przecie nie gniewam — odpowiedział fabrykant.
— Otóż, widzisz, jest tak. Ty źle wychowałeś syna i rzuciłeś go w świat, jak ten patyk na wodę. On narobił długów, i to jest pierwsza fala. Ty zniżyłeś płace robotnikom i odda-