Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

średniowieczny!... No, niech się papa nie chmurzy. Dalej!... uszy do góry, mina gęsta...
Porwał go za ręce, wyciągnął na środek pokoju, wyprostował jak żołnierza i mówił:
— Z taką piersią!...
Poklepał go po piersi.
— Z takiemi łydkami!...
Uszczypnął go w łydkę.
— Gdybym miał młodą żonę, zamykałbym ją przed papą w okratowanym pokoju. A papa mimo to masz odwagę solidaryzować się z teorjami, pachnącemi o milę trupem?... A pal djabli Niemców z ich kuchnią! — oto hasło godne wieku i ludzi prawdziwie silnych.
— Warjat! — przerwał mu nieco udobruchany ojciec. — Cóż ale ty jesteś, jeżeliś przestał być niemieckim patrjotą?
— Ja? — odparł z udaną powagą Ferdynand. — Ja tutaj jestem — polski przemysłowiec; między Niemcami — polski szlachcic: Adler von Adlersdorf; a między Francuzami — republikanin i demokrata.
Takie było przywitanie Ferdynanda z ojcem i takie duchowe zdobycze, kupione za siedemdziesiąt dziewięć tysięcy rubli zagranicą; chłopiec tyle zyskał, że we wszystkiem umiał upatrywać stronę uprzyjemniającą życie.
Tego samego dnia ojciec i syn pojechali do pastora Böhme. Fabrykant przedstawił mu Ferdynanda, jako nawróconego grzesznika, który stracił dużo pieniędzy, ale nabył za to doświadczenia. Pastor chrześniaka swego czule uściskał i radził mu, ażeby wstąpił w ślady jego syna Józefa, który wciąż pracuje i pracować myśli do końca życia.
Ferdynand odpowiedział, że istotnie tylko praca nadaje człowiekowi racją bytu w społeczeństwie, i że on dlatego był nieco trzpiotowatym dotychczas, ponieważ spędził młodość wśród narodu, który chełpi się lekkomyślnością i próżniactwem. Dodał wkońcu, że jeden Anglik robi tyle, ile dwu