jący szepnął mu coś, i wnet potem Kryspin rzekł głośno do Łukasza:
— Czy zrobiłeś kiedy w życiu jaką ofiarę, naprzykład na cel dobroczynny?
Łukasz zawahał się.
— Niedobrze pamiętam — odparł — mam już lat siedemdziesiąt...
— A czy nie miałbyś ochoty teraz zrobić podobnej ofiary? — pytał adwokat i znacząco mrugnął.
Pan Łukasz wcale nie miał ochoty, ale, spostrzegłszy owo mrugnięcie, zgodził się.
Podano mu papier i pióro, a pan Kryspin rzekł:
— Napisz deklaracją, tak jakbyś ją pisał do „Kurjera“.
Pan Łukasz usiadł, pomyślał, napisał i oddał kartkę.
Prokurator czytał:
— „Od Łukasza X., właściciela domu... na ulicy... pod numerem... rubli srebrem trzy (Nr. 3) składa się na cel dobroczynny. Tamże znajdują się narzędzia mularskie do sprzedania, tudzież różne lokale do wynajęcia po cenach umiarkowanych.“
Usłyszawszy taką deklaracją, sąd osłupiał, adwokat przygryzł wargi, a djabeł aż się za boki brał ze śmiechu.
— Obwiniony! — krzyknął prokurator. — Tyś napisał reklamę dla swego domu, ale nie deklaracją. Kto robi ofiarę na cel dobroczynny i robi ją bezinteresownie, ten nie może jednocześnie załatwiać spraw majątkowych.
Po tej nauce podano Łukaszowi inny papier. Nieszczęśliwy, drżąc z trwogi, usiadł i napisał:
„Od nieznajomego dla ubogich kopiejek... piętnaście.“
Ale wnet przemazał wyraz piętnaście i napisał pięć.
Sąd odczytał deklaracją, sędziowie pokiwali głowami, ale zgodzili się, że jak dla Łukasza, to i taka ofiara, byle bezinteresowna, wystarczy.
Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/150
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.