Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja... tak, ja! Ach... com wycierpiał, com się napracował, nim wymyśliłem ostatnie koło bez osi. Alem już wymyślił.
— I maszyna idzie?
— Jeszcze nie, bo sztuki niedokładnie dopasowane i brak ostatniego koła. Ale niedługo... kilka dni jeszcze, a oddam ludziom mój wynalazek. Niech korzystają!
— Panie! — rzekł dziadek, zdejmując czapeczkę — dziękuję Bogu, że cię do mnie przysłał. Wielka to przyjemność pomyśleć, że człowiek, który mi uratował fajkę, jest znakomitym wynalazcą i pracuje nad dobrem ogółu.
— Chcę właśnie iść po kółko — przerwał Hoff.
— Idź pan! idź!... i pozwól, abym ci złożył uszanowanie w twym domu. Może też ja i moi przyjaciele pomożemy ci w zamiarach.
Ubogi gość był głęboko wzruszony, i biorąc poczciwego dziadka za rękę, ze łzami odparł:
— Panie, niech pana Bóg błogosławi za obietnice. Teraz nic nie chcę, prócz dobrego słowa. Ludzie nazywają mnie warjatem... więc... Ale kiedy skończę moją maszynę, poprotegujcie mnie panowie... Przecież to nie dla mnie, ja już stoję nad grobem!
I wstrząsając silnie ręką gospodarza, dodał:
— Muszę iść po kółko.
— Wandziulku! — zawołał dziadek do grającej wnuczki — dość już! Pożegnaj pana Hoffa. Pan Hoff jest wielkim wynalazcą. Idzie po kółko!...
Z temi słowy i z oznakami najwyższego uszanowania odprowadził do drzwi swego gościa, który z gorączkowym pośpiechem opuścił mieszkanie, nie oglądając się i nie odpowiadając na ukłony.
Ale poczciwy dziadek nie zważał na podobne drobiazgi, ponieważ w chwili tej zwykły jego entuzjazm dosięgnął szczytu.
— Skarb! skarb znalazłem, jak pragnę zbawienia duszy!