Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tym względem pacjentów można podzielić na kilka odmian. Jedni uzewnętrzniają swoją wdzięczność tak wielkim szacunkiem dla lekarza, że — nie śmią mu płacić i nie płacą. Inna odmiana płaci, ale niezbyt chętnie, a gdy kolega wyprowadzisz pacjenta na mocny grunt, powiedzą, że chory sam wyzdrowiał, albo że Bóg go uratował. Trzecia klasa — jeżeli pacjent choruje długo — ma zwyczaj pozbywać się jednego lekarza a sprowadzać innego; czasami owym innym bywa jakaś doświadczona kuzynka, felczer, albo nawet i owczarz. Otóż zdarza się, że rodzina pacjenta wyrzuca pierwszego lekarza, akurat wówczas, gdy kuracja zaczęła zbliżać się do pomyślnego rezultatu, a wtedy mówi się, że chorego wyleczył znachor, kuzynka, albo ów drugi doktór, którego wezwano później.
Wkońcu, nie potrzebuję tłomaczyć koledze, że jeżeli chory, skutkiem braku sił, albo zbyt późnego odwołania się do lekarza — umarł, wówczas opowiada się, że nieboszczyka zabił taki a taki doktór, który leczył go źle, pomimo rad i uwag owej doświadczonej kuzynki.
Cóż, jakże się koledze teraz podoba wdzięczność? — zakończył Płótnicki.
— Ale jak przyjemnie lekarzowi, gdy uratuje niebezpiecznie chorego! — odpowiedział Józef. — Nigdy nie zapomnę wypadku, kiedy do tatusia wpadł jakiś człowiek, który udławił się. Miał twarz fioletową a w oczach przestrach, ale jaki!... Zimno mi się robi, kiedy o tem pomyślę. Tatuś posadził go na fotelu, wyjął z szafy długą sondę i przepchnął mu gardło...
— Powiedzmy: przełyk — wtrącił doktór.
— Niech będzie przełyk... Chory kilka minut posiedział, ochłonął i nagle ukląkł przed ojcem!... Naturalnie, że nic nie zapłacił, jeszcze mamusia dała mu kieliszek wina. Ale jaką nam wszystkim zrobił uciechę!... Pamiętaj, Józiu — powiedziała do mnie mama — pamiętaj, że na własne oczy widziałeś, jak twój ojciec uratował życie człowiekowi... Ach, panie doktorze, jacyśmy byli tego dnia szczęśliwi, mamusia i ja;