Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla orjentowania się w rozkładzie sal, gdy nas tam zaproszą. Turzyce są wspanialsze i ciekawsze, lecz tam wątpię, ażebyś miał sposobność być, przynajmniej tych wakacyj.
Opuścili pokój, oficynę i wyszli na dziedziniec, ozdobiony sadzawką, trawnikami, kwietnikami i dwoma staremi lipami. Józefa uderzyła pustka i cisza. Nikt nie chodził, nie rozmawiał; szemrała tylko woda fontanny, bijącej na środku sadzawki, i szeleściły listki akacji. Józef spostrzegł, że drogi nie są zbyt świetnie utrzymane, choć je dziś wygracowano, i przyszło mu na myśl, że jednak w tej rezydencji mieszka więcej smutku, aniżeli pańskości.
Weszli pod ogromne kolumny i do przysionka, gdzie na prawo i na lewo stały wieszadła na odzież panów, ławy dla służby i parę wysokich zwierciadeł na pociechę dam. Czworo wielkich drzwi prowadziło do pokojów na dole, a szerokie schody marmurowe na pierwsze piętro.
— Jak tu pusto! — szepnął Józef, dziwiąc się odgłosowi własnych kroków na kamiennej posadzce.
— A kiedyś, dawniej, jak tu musiało być ludno i huczno! — odpowiedział Łoski. — Dla mnie ten dom jest symbolem dziejów naszej arystokracji: była potężną i otaczaną, dziś jest bezsilna i opuszczona.
W tej chwili otworzyły się jedne z drzwi bronzowego koloru i stanął w nich człowiek wysoki, z siwą głową i faworytami, w kamizelce, na której zwieszał się gruby złoty łańcuch. Na żylastych rękach miał zawinięte rękawy czystej koszuli, a na nogach przydeptane pantofle.
— Moje uszanowanie panu Radcewiczowi! — odezwał się Łoski. — Cóżto, pan sam pracuje?
— A, to pan profesor? — zawołał, uśmiechając się, starzec. — Sam, zawsze sam pracuję!... Młodzi wolą łachać po parku, albo wysypiać się w kątach. A wreszcie czy to każdemu można powierzyć naprzykład srebra?