Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Takie jest moje przekonanie — odpowiedziała Komorowska. — Zresztą Władysław za życia niejednokrotnie wspominał, że Turzyce dopiero w rękach Nieznanego powrócą do właściwych spadkobierców. Zrobił nawet koncept, że dziś jedynym prawdziwym Turzyńskim jest nieprawy wnuk Jana...
— A na jakiejże zasadzie pan Zygmunt wytacza proces?
— Zły duch Turzyńskich, Byvataky, podsuwa mu dwa punkty. Pierwszy, że nieboszczyk był obłąkanym i opętanym przez Nieznanego, drugi — że Nieznany sfałszował testament. Tymczasem zarzutom tym nie uwierzy nikt, znający stosunki i charakter spadkobiercy. Ten Nieznany, jak słyszę z różnych stron, ma być nietylko zdolnym, ale i szlachetnym człowiekiem.
W tej chwili od strony gościńca doleciał turkot bryczki i wesołe parskanie koni.
— Otóż i Permski z moim chłopakiem! — odezwał się Łoski.
— Zdrawia żełaju! — krzyknął Permski, machając kapeluszem. — Ot i wiozę wam pysznego kawalera.
Obaj z Józefem wyskoczyli z bryczki, a Łoski przedstawił ich pani Komorowskiej, która życzliwie uśmiechnęła się do Józefa, lecz niechętnym obrzuciła wzrokiem Permskiego. Poczem wszyscy trzej pożegnali szanowną damę i piechotą udali się w stronę pałacu.
— Niebardzo podobałem się tej pani Komorowskiej, a? — zapytał Permski, — Z innego widać jesteśmy powiatu...
Łoski nie odpowiedział mu, lecz zwrócił się do Józefa:
— Uważaj, jaki to ładny pałac w niemniej ładnem otoczeniu. Widzisz, co za ogromny dziedziniec? Spojrzyj na te świerki na lewo, albo na gromadę lip z prawej strony. A teraz pałac... Jaki on biały!... Środkowy korpus piętrowy, skrzydła parterowe, podjazd oparty na czterech kolumnach. Pańska rezydencja!