Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, to ów „jaśnie pan“ bardzo prędko zbankrutuje — wtrącił Józef.
— Nie bój się! — zaśpiewał Wodnicki — ma on jeszcze tyle starych kuzynek i kuzynów, że spadki po nich wystarczą mu do końca życia. Dawnoż to — ze trzy lata będzie — jak po księżnej Korybutowej wziął osiemdziesiąt tysięcy rubli i naturalnie grosza z tego nie ma. A jeżeli wygra proces o dobra po Władysławie, to mu też kapnie nienajgorzej.
— To duży majątek?
— Fiu! fiu!... I niezadłużony. Ale on się z nim prędko załatwi.
— Wuj myśli, że Turzyński proces wygra?
Wodnicki zerwał się z krzesła.
— Mój kochany, mnie o to nie pytaj! — zawołał, trzęsąc rękoma. — W każdym razie, czy Turzyński wygra czy przegra, zawsze będzie miał lepiej w Wielki Piątek, aniżeli my z tobą w Wielką Niedzielę. Turzyński... ho!... ho!... pan z panów... A jeszcze poszukawszy, to i na boku znalazłoby się coś. Tylko nasz pan z tego źródła już nie zechce korzystać.
Po wyjściu Wodnickiego Józef napisał list do matki, już drugi ze wsi. I po raz drugi wspomniał o zapisie Władysława Turzyńskiego dla niej, zapytywał, jakie matka ma zamiary w tej sprawie i co on ma robić, gdyby się do niego zwrócono? Zapomniał, że nie jest jeszcze pełnoletni.
Potem cicho wymknął się ze swego pokoju, ażeby nie spotkać nikogo z rodziny, i poszedł na spacer między pola, jak najdalej od siedzib ludzkich. Potrzebował rozmyślać i zdawało mu się, że cicha noc lipcowa przypina skrzydła jego duszy.
Poza śmiercią ojca niewiele wypadków wzruszyło go tak, jak wiadomość o zapisie Turzyńskiego dla matki. Nie było na świecie istoty, którąby więcej kochał od matki, więc ubezpieczenie jej bytu na wiek późniejszy uważał za największe szczęście. Już od tej pory nie będzie widział jej, jak zamyśla się