— No, jeżeli tak! — westchnął Łoski, rozkładając ręce.
— Ale pan Permski nie powiedział nam nic — wtrąciła blado-niebieska panienka.
— W imię Ojca i Syna! — zawołał Łoski. — Taki tu hałas, taki zamęt, taki nieporządek, że, daję słowo, zapomniałem o najważniejszem zwierzeniu. Naturalnie, prosimy pana Permskiego.
— Ja będę całkiem szczery, nie tak jak panna Paulina — rzekł Permski. — Wszystkim narodom, a więc i waszemu i mojemu życzę: wolności, równości i braterstwa. A dla osiągnięcia tych celów chciałbym przyczynić się jak najmocniej, choćby oddając własną głowę.
W tej chwili wionął po lesie chłodny wiatr, a na kapelusz mówiącego zleciał suchy patyczek.
— Brawo, Moskal! — zawołał Łoski.
— Jeść! — krzyknął Staś Turzyński.
Wszyscy ruszyli z miejsc. Byvataky podał pannie Klęskiej talerzyk, nóż i widelec, a następnie półmisek z zimnemi kurczętami. Gdy zaś przyklęknął obok panienki, Staś Turzyński wyciągnął rękę ponad jego głowę i pochwycił ćwierć kurczęcia, zaś Andrzej zdobył drugą ćwiartkę z pod ramienia Byvatakyego.
— Tatarzy! Hunnowie! — krzyczał Łoski. A tymczasem Trawiński ofiarował talerzyk i łyżeczkę od kawy pannie Zofji, która, przyjmując to, zarumieniła się jak róża.
W ciągu kilku minut rozchwytano naczynia i potrawy, a uwinięto się z niemi jeszcze prędzej.
— Woły trzeba było przywieźć, nie kurczęta! — zrobił uwagę Łoski, zobaczywszy puste kosze.
— Dla służby schowałam! — szepnęła panna Krystyna.
Odeszła do powozu i coś podała każdemu z furmanów. Antek odwrócił się i jadł, Walek swój pakiet cisnął do bryczki.
— Nie chce się wam jeść? — zapytał zdziwiony chłopak.
Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/042
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.