Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczy siwe i bystre. Kiedy wrócił z wojska, nie poszedł na cudzy chleb, choć go zapraszali, ale wziął się do pługa. Własnej ziemi nie posiadał, więc najął się do służby, do sąsiada swoich rodziców. Pracował jak parobek. Za to, po kilku latach, szlachcic dał mu córkę i grunt.
Ja, syn najstarszy, przeznaczony byłem na dziedzica tej fortuny, którą ojciec miał zamiar zaokrąglić. W tym celu składał nawet pieniądze do malowanej skrzyni.
Na szczęście czy nieszczęście rodzicielskie plany nigdy się nie spełniły.
Dokoła nas mieszkali sąsiedzi, ubożsi i bogatsi. Ten, który siedział najbliżej, miał pięćset morgów i żył po pańsku. Trzymał ekonoma, bił chłopów, a syna, mego rówieśnika, oddawał do szkół.
Z paniczem tym znaliśmy się od dziecka. W święta jeździliśmy razem konno: on na siodle, a ja oklep. W dzień powszedni łowiliśmy raki w rzece, albo wypatrywali gniazda w lesie.
Gdy jednak chłopiec wstąpił do szkół, zaraz w pierwszym roku nauczył się dumy, choć nie dostał promocji. Począł chodzić między opłotkami w mundurze z kołnierzem czerwonym, a ze mną już nie bawił się.
— Nie wdaję się z tobą! — powiedział mi raz — bo twój ojciec orze jak chłop, a ty świnie pasiesz.
Ja świń nie pasłem. Tylko jak wleli im żarcie w koryto, odpędzałem psy, które właziły tam z nogami i łbami i same zjadały wszystko. Swoją drogą, gdy dawny przyjaciel nazwał mnie świnopasem, rozbeczałem się tak, żem ledwie konwulsyj nie dostał.
Aż zląkł się ojciec, który wtedy z drzewem przyjechał z lasu. Gdym mu zaś opowiedział o moim wstydzie, wpadł w zadumę. Siadł na pniu przed domem, oparł brodę na rękach i długo rozmyślał. A potem z matką radzili w izbie do późnej nocy, aż się w kaganku cały knot wypalił.