Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— „E — to nic, ino tak troszkę biesiedowaliśmy z panami w policji.“
— „Gąsior! — wtrącił surowo Łapajtys — tylko żadnych plotek. Pamiętaj: żeby cię smażono w smole, nie powiadaj, co się dzieje w szkole.“
— „Czy ja mówię, że mnie panowie z policji co zrobili?... o la Boga!“
— „Policja — rzekł Łapajtys — jest jak rodzona matka dla tych, co się przyznają. Miodem ich smaruje.“
— „Oj, smaruje... la Boga!“ — jęczał Gąsior, podtrzymując rękę.
— „Cóż tobie w rękę?“ — pyta sędzia.
— „Musi, że trochę złamana.“
— „Gąsior! — upomina go Łapajtys — tylko dużo nie pyskuj... Pójdziesz do szpitala i będzie ci jak w niebie.“
— „Ale zacóż on aresztowany?“ — pyta sędzia.
— „Abakrał direktora Wiciskiewicza“ — wtrącił inny ajent.
W izbie zrobił się zamęt, po którego uciszeniu sędzia ostatecznie sprawdził, że Gąsior w rzeczy samej okradł Wyciskiewicza, ale że prawie wszystkie rzeczy znaleziono.
— „Proszę napisać uwolnienie z pod śledztwa dla pana Pokrywalskiego“ — zwrócił się sędzia do sekretarza.
— „Kohot-Pokrywalskiego“ — szepnął Ludwik, dbały o honor nazwiska.
— To prawda! — odezwał się gość.
W tej chwili do mego siostrzeńca zbliżył się słodko uśmiechnięty Łapajtys i rzekł półgłosem:
— „Żebym ja wiedział, co pan ma taką narzeczoną, sprawa odrazu miałaby inny obrót... Ale ja zajdę do pana, przeprosić za omyłkę.“
Jednocześnie sędzia, jakby coś przypomniawszy sobie, zwrócił się do Gąsiora:
— „Ale... ale... Gąsior, a skąd wziąłeś ten bilet?... Bo ty