Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic, że taniej. Kupuj drożej, ale od swoich.
— A jeżeli nie kupimy siana od Niemców, to trzeba jechać aż o dwie mile drogi — dorzucił Dzięgiel.
— Jedź o dwie mile, a od Niemców nie bierz! — odpowiedział Rzempolski.
Słuchałem tych teoryj, milcząc. Ale kiedy raz pani Rzempolska wytłomaczyła Dzięglowi, że 15-go lipca, jako w rocznicę bitwy pod Grunwaldem, żaden uczciwy obywatel nie powinien pracować (a lipiec na wsi to miesiąc najszaleńszej roboty), nie mogłem już wytrzymać i odezwałem się:
— Nie wiem po jakiego djabła cieszymy się z Grunwaldu, skoro w tej bitwie Polacy naprawdę nic nie zyskali… Usunęli Krzyżaków, ażeby zrobić miejsce Hohenzollernom…
Gdy to powiedziałem, pani Rzempolska wpadła na mnie z furją i oświadczyła, że jestem — złym obywatelem.
Od tej pory nikt z rodziny Rzempolskich nie kłaniał mi się, ja przestałem u nich bywać, a jednocześnie sympatja, jaką miał dla mnie Dzięgiel, ochłódła.
— To niedobrze — powiedział raz chłop do mojej żony — to niedobrze, że państwo Rzempolscy gniewają się na pana rejenta… Państwo Rzempolscy to ho!… ho!…
Wzruszyłem ramionami i postanowiłem czekać, co będzie dalej. Nie nudziłem się też zbyt długo, ledwie do jesieni, i doczekałem takich nowin:
Wyjeżdżając z letniego mieszkania do Warszawy, państwo Rzempolscy umówili się z Dzięglem, że on przetransportuje im rzeczy za osiem rubli. Ponieważ jednak Żyd z Kulfonowa zgodził się za siedem rubli i pół, więc wzięli Żyda, a Dzięgla zostawili na koszu. Skrzywdzili go na osiem rubli — jak mówił chłop.
W kilka dni po wyjeździe historycznej rodziny, pomiędzy chłopami i kolonistami, dotychczas żyjącymi zgodnie, wybuchły tak gwałtowne niesnaski, że ktoś podpalił kolonistę