Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny… Jak zaś pszenica dojrzeje, przyjdą chłopy z kosami, może baby z sierpem, a może i żniwiarka, co ma skrzydła jak wiatrak… A kiedy już pszenicę zetną i zwiążą, przyjadę wozy i wysuszone snopy odprowadzą do stodół. Potem owczarz zapędzi tu swoje stado, owce wyzbierają ziarno, a potem przyjdą znowu pługi i fury z nawozem, ażeby przysposobić grunt pod kartofle…
Niechże pan sam powie — zakończył — czy na polach nie snuje się więcej ludzi aniżeli w największem mieście!…
— Ale wy tych ludzi teraz nie widzicie?…
— Co nie mam widzieć?… Tylem się przecie na nich napatrzył, że ino spojrzę po łanach, zaraz mi wyrastają ze ziemi chłopy i baby, pługi, wozy, siewniki i żniwiarki…
O mało go nie uściskałem!… Ależ ten poczciwy chłop, ta najzdrowsza istota pod słońcem, która nawet z nazwiska nie zna nerwów, ten poczciwy chłop ulega przywidzeniom nie gorzej ode mnie… A kochany doktór tak mi się kazał zabezpieczać przeciw widziadłom, tak mi zabraniał marzyć, tak zalecał siatkę z wrażeń realnych!… Jeżeli ten nieborak na pustem polu widzi tylu ludzi co w mieście i pomimo to ma umysł normalny, to dlaczegóż ja, wobec widma Karoliny i garsteczki ładnych kobiet, miałbym się uważać za warjata?… Wcale nie jestem warjat i nie będę nim, choćbym po kilka godzin na dzień marzył o pięknych kobietach, które jakiś wieszcz, a może filozof, słusznie nazwał ozdobami świata…
W tej chwili cięgle idąc szosę, weszliśmy na szczyt dość wysokiego pagórka. Cóżto za niezrównany widok, pomimo całej prostoty!… Na lewo łąka, za nią wieś; na prawo jakaś rozległa woda, chata otoczona kwitnącemi jabłoniami i las. Naprzeciw, na końcu szosy, kępa wysokich drzew, z poza których wyglądają jakieś budynki. Czułem, że dusza rozpływa mi się w spokojnem szczęściu.
— Nie wiecie, co to jest? — zapytałem.